czwartek, 8 listopada 2012

ROZDZIAŁ 4



ELENA
Uśmiechnęłam się przez łzy i rzuciłam się Damonowi na szyję. No, może nie dosłownie, po prostu go przytuliłam. Nie za mocno, gdyż widziałam, jak bardzo był osłabiony. Moja krew krążyła w jego organizmie, lecz to nie było problemem. Po prostu chciałam trwać w tej chwili, beztrosko wtulona w wampira. Nie byłam pewna, jak zareaguje. To był Damon, ten, który przepełniony był sarkazmem i cynizmem. Niech mnie odrzuci, lub po prostu odtrąci, odepchnie. Ja tylko chciałam, tak bardzo pragnęłam  poczuć jego bliskość. 
Na Boga, to wampir, to najprawdziwszy wampir jak ten z legend i baśni najsławniejszych wieszczy. Żywi się krwią ludzi, jest niewiarygodnie silny, posiada zdolność do samoregeneracji oraz...jest niesamowicie i zagadkowo pociągający. Cóż, to pewnie taka wampirza sztuczka na przyciągnięcie ofiar.
Spojrzałam na jego twarz i chwyciłam jego policzki tak, aby mógł spojrzeć mi w oczy.
 -Chcesz więcej? - spytałam szybko i moją twarz wykrzywił gest bezradności. Nie zastanawiałam się nad niczym innym, niżeli dać mu więcej płynu ustrojowego. Krew sączyła się niemiłosiernie, a ja cicho jęknęłam. Odwróciłam dłoń tak, aby mógł po prostu się w nią wgryźć. Nie byłam wtedy jeszcze tym przerażona, przecież ja chciałam tylko mu się odwdzięczyć. Gdyby nie on, byłoby krucho ze mną. Ba! Nie przeżyłabym dzisiejszej nocy, mogłam się założyć.
 -Nie, Eleno, starczy. - powiedział Damon patrząc jak zahipnotyzowany na moją rękę. Kiwnęłam delikatnie głową i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Niewiele widziałam. Mój wzrok zatrzymał się na drzwiach, w których ujrzałam... postawnego mężczyznę. Nie tego, który mnie porwał. Ten był bardziej muskularny i bardziej.. zadbany? Przeraziłam się nie na żarty. Wstałam i nie zdążyłam niczego zrobić. Usłyszałam cichy łomot - to Damon odleciał kilka metrów w bok. Poczułam, jak wampir przygważdża mnie do ściany. Uderzyłam głową o zimną ścianę, jeśli tą melinę można było tak nazwać i przymknęłam powieki. Zaczęłam oddychać bardzo płytko i nieregularnie. 
 -Ty mała... nędzna.. szmato. - wysyczał mi prosto w twarz. Na jego twarzy zaczęły malować się delikatne żyłki. Jednak to wystające kły przerażały mnie najbardziej. 
 -Błagam... - szepnęłam, czując jak ściska moje ręce, prawie je łamiąc. 
-Po prostu się zamknij. - wycharczał i już wtedy poczułam tak silny ból, którego nie dało się opisać. 
 Wbił kły w moją szyję, a ja wygięłam się w łuk, rozchylając przy tym malinowe, spierzchnięte usta.
 Poczułam, jak tracę siły. Zaczęłam krzyczeć, ostatkami sił próbowałam go odepchnąć. Poczułam silny ból w okolicy brzucha i kiedy mnie wypuścił, ja opadłam na podłogę niczym wrak człowieka. Wszystko mnie bolało, a ból w głowie? To koszmar, najczarniejsze scenariusze. Krew sączyła się i sączyła, a ja słyszałam tylko odgłosy walki. Nie uniosłam głowy, byłam zbyt słaba. Po chwili znów przypływ niesamowitej suchości w ustach, ciemność przed oczami... świst w uszach, przez który myślałam, że zwariuję. Nie wiedziałam, co było najgorsze. Ból, przepełniał każdą, nawet najmniejszą komórkę mojego kruchego ciała. W ułamku sekundy straciłam przytomność. Czy ja umarłam?...

DAMON
Dziewczyna w szaleńczym tempie zniknęła z moich ramion. Jakaś ręka popchnęła mnie do tyłu. Straciłem równowagę i odleciałem kilka metrów dalej. Pospiesznie wstałem, rozejrzałem się i ujrzałem mężczyznę, który właśnie wbijał kły w szyję Eleny. Doskoczyłem do niego i z nienaturalną siłą, która gotowała się we mnie ze złości odrzuciłem go gdzieś w tył. Po chwili znów trzymałem go za frak i lekko nim trząsłem. 
-Pożałujesz tego, że ją tknąłeś. Pożałujesz... Tak samo jak reszta Twoich kolegów. Nie macie prawa tknąć Eleny, rozumiesz? - wycharczałem wściekle przez zęby. Mężczyzna jednak nie chciał poddać się bez walki. Jakimś cudem wyswobodził się z mojego uścisku i z całym impetem walnął mnie w pierś. Odleciałem  na jakąś ścianę, która nieprzyjemnie się zatrzęsła. Straciłem na chwilę oddech. Złapałem jakiś drąg, najprawdopodobniej resztkę po dawnym stole i rzuciłem się na wampira. Ten jednak odskoczył, złapał mnie za szyję i przycisnął do ściany. 
-Jesteś za słaby, by pokonać nas wszystkich. - mruknął, uśmiechając się złośliwie, a ja skorzystałem z tej okazji i bezceremonialnie wbiłem mu kołek w serce. Opadł na ziemię, a ja otrzepałem swoje spodnie od kurzu. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i serce mi drgnęło. 
-Elena... Elena! - po chwili trzymałem ją w ramionach, kładąc swoją zimną dłoń na jej czole. Z trudem oddychała, jej serce biło strasznie nierówno. Bez namysłu wziąłem jakiś ostro zakończony kamień, przeciąłem sobie skórę od łokcia, aż do dłoni i przyłożyłem jej krwawiącą ranę do ust.
 -Musisz żyć, Eleno... - wyszeptałem, czując łzę na policzku. Kiedy ja ostatni raz płakałem? Kiedy mi na kimś zależało? Teraz błagałem w myślach, by dziewczyna przeżyła.
 W jakiś nienaturalny sposób zbliżyliśmy się do siebie, nawet nie zauważyłem kiedy.
Uśmiechnąłem się, właściwie sam do siebie, bo dziewczyna przytknęła moją rękę do ust i zaczęła pić życiodajny płyn. Teraz połączeni byliśmy nie tylko umysłami, chociaż to było bardzo intymne, ale także aurami. Wampir oddający krew człowiekowi w jakiś sposób otwiera przed nim swoją duszę, swój umysł, wyjawia swoje wspomnienia, nawet te, które pragnąłby zachować tylko dla siebie. Głaskałem ją lekko po włosach, jakbym chciał przez to powiedzieć, że jestem przy niej i że nie musi się niczego bać. W pewnym momencie Elena krzyknęła. Przerażony rozejrzałem się, bo pomyślałem, że może zauważyła jeszcze jednego krwiopijcę, jednak po chwili dotarło do mnie, że jej ciało zaczyna się regenerować. Patrzyłem na jej ranę na nadgarstku, która przestała krwawić i powoli się zabliźniała. Musiała cierpieć.
-Damon... - wychrypiała cicho, najprawdopodobniej nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
-Eleno, spokojnie... Pij, jest Ci to potrzebne. - powiedziałem. Zdałem sobie sprawę, że jestem czuły i opiekuńczy. Takie cechy nigdy, ale to nigdy nie ujawniały się u mnie, więc byłem totalnie zdezorientowany. Nie wiedziałem, czy potrafię się odnaleźć w nowym obliczu. Widząc jednak jak Elena cierpi, takie właśnie zachowanie wydawało mi się odpowiednie i na miejscu, nie mogłem postąpić inaczej. Nie mogłem jej zostawić. Każdy, kto znał mnie i moją przeszłość mógł stwierdzić, że pomagałem jej tylko dlatego, iż oszałamiająco przypominała Katherine. Może byłem martwym, egoistycznym, rozpuszczonym potworem, aczkolwiek mogły we mnie narodzić się jakieś emocje, uczucia wobec kogoś.
Stwierdziłem, że taka ilość krwi, którą obdarowałem dziewczynę starczyła, a jednocześnie bałem się, że gdyby wypiła jeszcze trochę stałaby się tragedia i rozpoczęłaby się przemiana, a tego nie chciałem. Nie chciałem skazać Eleny na taki los, jak mój, więc odsunąłem rękę i schowałem za plecami. Dziewczyna otworzyła oczy i zaczęła oddychać już w pełni normalnie. Powoli odepchnęła się ode mnie i wstała, przytrzymując się ściany. 
-Dasz radę? Jesteś tego pewna? - zapytałem. Skinęła głową.
-Tak, nie jestem dzieckiem. - mruknęła. Lekko się zakołysała, jednak zrobiła jeden krok do przodu. Pokiwałem głową i wyprostowałem się, odwracając się od dziewczyny. Ciała wampirów będzie trzeba spalić. Postanowiłem, że wrócę tutaj w nocy, by to uczynić. 
-Chodźmy stąd. - mruknąłem, odwracając się w stronę Eleny. Spodziewałem się, że będzie w stanie utrzymać się na nogach, jednak... Ta zadrżała i upadła. Nie zdążyłem nawet w jakikolwiek sposób zareagować. Przekląłem głośno, gdyż usłyszałem, że głowa dziewczyny upada z głośnym łomotem na ziemię. Przecież już była wykończona, a teraz do tego potężne uderzenie w głowę... Niedobrze. Właściwie to była moja wina, mogłem ją złapać. 
-Eleno! Nic Ci nie jest?! - zapytałem, doskakując do niej. Uniosłem jej głowę i położyłem sobie na kolana. Palcem pogłaskałem ją po policzku. Wpatrywałem się w jej oczy, oczekując reakcji z jej strony. Nie miała siły, by cokolwiek powiedzieć, więc posłała do mojego umysłu myśli, bardzo ciche myśli:
'Po prostu zabierz mnie do domu..'
Tak też zrobiłem. Wziąłem ją na ręce, starając się być jak najbardziej delikatny i podążyłem w stronę pensjonatu. (...)
 -Stafano? Słyszysz mnie? - zapytałem nieco już zirytowany faktem, że nie mogłem się do niego dodzwonić. Po raz kolejny wybrałem numer i nacisnąłem zieloną słuchawkę. Po kilkunastu próbach usłyszałem w końcu męski głos:
 -Halo?
 -To ja, Damon. Czemu nie odbierasz, do cholery? - niemal krzyknąłem. Sięgnąłem dłonią po karafkę wina stojącą na stoliku obok fotela, w którym usiadłem. Naprzeciwko mnie stał rozpalony kominek, w którym wesoło tańczyły płomienie.
-Byłem nieco zajęty. Nie chodzę wciąż z telefonem przy sobie. - mój brat jak zwykle panował nad swoim głosem, nie dając po sobie poznać, że jest na mnie wściekły za takie niemiłe przywitanie. Z gracją przechyliłem karafkę pełną trunku, uważając przy tym, by nie zmącić klarowności wytwornego napoju. 
 -Mam problem i sam sobie nie poradzę. Wytłumaczę vi jak się spotkamy. Czekam na ciebie w pensjonacie w Mystic Falls. - mruknąłem niemal błagalnym tonem. Powstałem, by miarowym krokiem przemierzyć całą długość salonu. Nacisnąłem czerwoną słuchawkę i odłożyłem telefon na kanapę. Przystanąłem na chwilę przy kominku, wpatrując się w płomienie. Następnie skierowałem się do pokoju, w którym spała Elena. Podszedłem do łóżka, starając się zachowywać jak najciszej i uśmiechnąłem się delikatnie. Elena mała, słodka Elena, kimże ona u diabła była? 
Wygląd niewinnej istotki nijak nie komponował z jej charakterem. Któż by pomyślał, iż to dziewczę kiedykolwiek będzie zdolne tak ufnie spocząć w ramionach wampira, który już niejednokrotnie dotkliwie ją skrzywdził zarówno swoim tonem głosu, jak i obojętnością? Delikatnie przejechałem palcem po jej policzku i lekkim, zgrabnym ruchem odgarnąłem włosy, które bezładnie rozłożyły się na całej jej twarzy. (...)
 -Jesteś. - mruknąłem zdziwiony unosząc brew ku górze. Przede mną w całej okazałości stał Stefano.
 -Starałem się przybyć tu jak najszybciej. O co znowu chodzi, Damon? Jeżeli to kolejny żart... - powiedział, patrząc na mnie podejrzliwie, jednak ja pokiwałem przecząco głową. Cóż, znał mnie doskonale i mógł się bać, że go oszukam.
 -Nie tym razem, braciszku. Chodź. - pociągnąłem go za ramię, nie zwracając uwagi na to, czy ten gest nie wydawał się niegrzeczny z mojej strony. Po chwili stanęliśmy przed drzwiami do mojego pokoju. 
-Panuj nad sobą, widok, który ujrzysz może cię nieco wytrącić z równowagi. - ostrzegłem cicho.




ELENA
Obudziłam się nazajutrz, w tej samej sypialni. Nie wiedziałam, co czuję, moje myśli krążyły tylko po wydarzeniach z dzisiejszej, feralnej nocy. Westchnęłam głęboko czując lekki ucisk w klatce piersiowej, jednakże nie miałam ochoty się nad tym zastanawiać ani zamartwiać się tym. Bez wątpienia będzie dobrze, tylko potrzeba czasu. Powoli i bezszelestnie wstałam, siadając na krawędzi łóżka. Czułam się.. praktycznie dobrze. Pomijając straszne nudności i mrowienie w lewej ręce. Wzrok skierowałam na wielki, biały zegar, wiszący naprzeciwko łóżka, który wskazywał godzinę dziewiątą dwadzieścia. Uśmiechnęłam się delikatnie, zastanawiając się gdzie w tej chwili jest wampir. 
 W dziwaczny sposób zbliżyliśmy się do siebie, na co pozwoliły nam te tragiczne wydarzenia. Sama nie wiedziałam, co mam o tym myśleć, jednakże w jakiś sposób podobało mi się to. W gruncie rzeczy, mężczyzna był niezwykle pociągający i na skinienie palca mógłby mieć każdą. Z pewnością tak było. Być może właśnie to mnie w nim pociągało? Sama nie wiem.  
W pewnym momencie zapragnęłam zobaczyć się z Jeremim. I Bonnie. I Caroline... Wiele pytań, które stawiał przede mną następny dzień, wierciły mi dziurę w brzuchu. Uporczywie starałam się dociec, co tak w rzeczywistości połączyło nasze umysły. Realnie, mogła zrobić to jakaś czarownica, której jedno z nas mogło podpaść. Ale... w sumie, druga osoba byłaby bez winy, więc gdzie tu sens i jakakolwiek logika? 
 Pokręciłam głową, wyrwana z zamyśleń, ponieważ moim oczom ukazał się Damon, opierający się o framugę drzwi.
-Cześć śpiąca królewno. - powiedział i posłał mi łobuzerski uśmiech. Spojrzałam na niego spode łba i wywróciłam teatralnie oczyma.
-Dzień dobry. - mruknęłam. Myliłam się sądząc, iż Damon jest sam. Zza jego pleców wyłoniła się sylwetka obcego mi mężczyzny, który spoglądał na mnie, jakby zobaczył ducha. Rozchyliłam lekko malinowe wargi, aby móc coś powiedzieć, jednakże w ułamku sekundy poczułam silny uścisk na swojej szyi.
-Katherine! - niemalże krzyknął, ciężko i gardłowo oddychając. Spojrzałam w  zielone tęczówki chłopaka i złapałam za dłoń, którą trzymał mnie niemalże w powietrzu. Zaczęłam się dusić, ale już po chwili odetchnęłam z ulgą, dotykając podłogi. Katherine? On myślał, że ja to jakaś Katherine? Co tu się do cholery dzieje? Przecież... ach, faktycznie, Damon nie raczył za pierwszym razem wspomnieć cokolwiek o Katherine. Znałam samo jej imię, który w myślach wypowiadał tak pieszczotliwie... Widocznie dla drugiego wampira również musiała być poniekąd ważna lub.. nie, źle to odczytałam. Był zszokowany i gotowy mnie rozszarpać. 
-Mówiłem ci, żebyś nad sobą panował. Nie masz prawa jej tknąć, rozumiesz? - wycharczał Damon, kryjąc mnie swoim ciałem. Był najwyraźniej bardzo zdenerwowany reakcją chłopaka. Tamten skinął tylko głową. 
-To mój młodszy brat, Stefano. - przedstawił nieznajomego Damon. -To jest Elena. - wskazał na mnie, a Stefano zmrużył lekko oczy, jakby wciąż nie dowierzając. Mnie interesowało jednak coś innego.
-Kto to jest Katherine? - po chwili usłyszałam swój nieco podniesiony ton głosu. Mężczyźni mnie zignorowali. Nic a nic z tego nie rozumiałam, a cała ta sytuacja wydawała mi się nadzwyczaj dziwaczna. 
Damon wskazał mi miejsce przy stole, a ja posłusznie tam usiadłam i posłałam mu przy tym pytające spojrzenie. Założyłam noga na nogę, marszcząc brwi. Z ust mężczyzny zaczął wylewać się potok słów. Mówił bardzo szybko, jakby chcąc zaoszczędzić na czasie. Opowiadał o całej naszej historii od początku do końca, nie zapominając o żadnych szczegółach. Wzrok przenosiłam to na Damona, to na Stefano, który spoglądał na mnie niemalże płochliwie. Z wyrazu jego twarzy wyczytałam również, że w każdej chwili gotowy był wbić mi kły w szyję i rozkoszować się smakiem mojej krwi. Odetchnęłam głęboko, czekając na finał opowieści wampira. Nie wtrącałam swoich słów, ponieważ były zbędne. W pewnym momencie nasze spojrzenia skrzyżowały się, a sam Damon zamilkł. Uniosłam brew ku górze i ponownie zlustrowałam wzrokiem młodszego z braci, nerwowo krążącego po całej sypialni.
-I co o tym sądzisz? - zapytał Damon, patrząc na niego. Ten jednak  milczał. Po chwili wychrypiał: 
 -Nie mam pojęcia, Damon, ale najprawdopodobniej wpadliście w niezłe kłopoty.
 Po raz kolejny spojrzał na mnie, jakby nie wierzył, że naprawdę tutaj jestem i istnieję.
 Pięknie, tego mi było trzeba, kolejne problemy. Brawo, panno Gilbert, brawo. Wplątałam się w niezłe bagno. Jedynym plusem całej tej sytuacji był sam Damon. W jakiś sposób pragnęłam się do niego zbliżyć, co mi się po malutkiej części udało, na myśli oczywiście mam zajście w piwnicy. Zdałam sobie sprawę, że uratował mi życie. Ze wzajemnością.
Odrzuciłam do tyłu czekoladowe włosy i wstałam, podchodząc do okna. Nie patrząc na żadnego z nich, przemówiłam. 
 - Początkowo po prostu musimy się dowiedzieć, co tak na prawdę w tajemniczy sposób połączyło nasze umysły ze sobą. Co do wampirów... - tu odetchnęłam głęboko, przymykając powieki. Przypomniałam sobie wszystko, najdrobniejsze szczegóły, dotyk tego potwora, jego kły, wbite w szyję. Pokręciłam głową i spojrzałam na siedzącego mężczyznę.
-Nie, Eleno, nie masz racji. - sprostował Damon. Pokręcił przecząco głową, zerkając na Stefana. Ten chyba też był tego zdania, co on.
-Nie możemy narażać się na niebezpieczeństwo.W pierwszej kolejności musimy wybić wszystkie wampiry, które mogły mieć wspólne plany z tamtymi, których ciała gniją pod ziemią. - mruknął. Oparłem się leniwie na ręce i wpatrywał przed siebie, jakby w kompletną nicość. 
 -Tylko mamy mały problem. - w głosie Stefano pobrzmiewała nutka ironii. Spojrzałem na niego ze zdziwieniem, a ten kontynuował:
 -Nie wiemy ilu ich jest i czego chcą,
Damon prychnął i wywrócił teatralnie oczyma.
Tego było za wiele. Musiałam ochłonąć. Zaczęłam zastanawiać się nad tym, jak bardzo Jeremy musi odchodzić od zmysłów. Przecież nie poinformowałam go o niczym.
-Mogę Cię na chwilę prosić? - szepnęłam i skinęłam głową na Damona, aby po prostu ze mną wyszedł na korytarz. 
 Powolnym krokiem zaczęłam iść w kierunku drzwi, omijając przy tym szerokim łukiem Stefano.
 Skrzyżowałam ręce na piersiach i czekając, aż wampir do mnie dojdzie, nerwowo zerknęłam na zegarek. 
 - Czy... chcę wrócić do domu. Chociażby na chwilę. Nie zniosę myśli, że tak po prostu wszystkich zostawiłam. A mój telefon.. - wyjęłam z kieszeni komórkę. - Sam widzisz, nie mam jak zadzwonić. Wzruszyłam ramionami i przeniosłam wzrok na jego twarz. W oczekiwaniu na jego reakcję, szybko dodałam:
 -Obiecuję, że... że pojawię się tu jutro. 
 Wiedziałam, że nie jest zadowolony z mojego pomysłu, jednakże ja po prostu musiałam to zrobić.  I druga sprawa... korciło mnie, aby po drodze wstąpić do Danielle, jednej z moich najlepszych przyjaciółek
-Jasne, Twoja rodzina i przyjaciele muszą się o Ciebie porządnie martwić. - mruknął Damon, po czym posłał mi delikatny uśmiech. -Mam jednak nadzieję, że będziesz trzymała język za zębami. - dodał po chwili. Kiwnęłam lekko głową. 
Do moich uszu dobiegł dźwięk nadawanych wiadomości.. I właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, o kim mowa. Szybko wbiegłam do pokoju i ujrzawszy niewielki telewizor, w który wpatrywał się Stefan, stanęłam przed nim jak wryta. Rozchyliłam usta i wsłuchałam się w słowa prezentera. Zwierzę. Atak zwierzęcia. Kobieta. Nie żyje. Danielle. Po moim policzku pociekła łza, potem druga i trzecia. Skierowałam głowę w kierunku Damona i posłałam mu mordercze spojrzenie.
 - Ty... potworze.. - wyszeptałam i po prostu zbiegłam ze schodów, kierując się to wyjścia z pensjonatu.. Wiedziałam. To był on.

DAMON 
Rozbrzmiały dźwięki telewizora. Usłyszałem podekscytowany głos jakiegoś mężczyzny. Pomiędzy długimi wywodami na temat przyczyn śmierci można było usłyszeć jedno imię; Danielle. I wtedy sobie przypomniałem. No nie. Nie ma to jak szczęście, doprawdy. Właśnie tą dziewczyną musiałem się wtedy pożywić?!  Ruszyłem za Eleną, która wbiegła do pokoju. Utrzymywałem dystans kilku metrów.
Podrapałem się po głowie. Nie, to niemożliwe. Nie wypiłem takiej ilości krwi, by jej zaszkodzić! Danielle musiała przeżyć mój atak, nie było innego wyboru. Może mogła dostać po przebudzeniu się silnych bólów głowy i poczucia okropnego zmęczenia, ale śmierć? Zdecydowanie nie. Znałem się na swojej robocie. 
 -Elena! - krzyknąłem, kiedy ta wybiegła z pokoju i skierowała się do drzwi wyjściowych. Trzasnęła nimi, jak gdyby chciała przez siłę uderzenia powiedzieć mi, jak bardzo mnie nienawidzi. Podszedłem do ściany i walnąłem o nią głową. Ktoś tu urządzał sobie ze mnie małą zabawę...
"Eleno! Daj mi wszystko wytłumaczyć!" - pomyślałem, jednak ta nie zatrzymała się i po kilku minutach była już w swoim domu. Jakby tego było mało, zamknęła przede mną swój umysł, a ja, chociaż korzystałem z wszelkich sposobów, by się do niego wedrzeć, mogłem tylko rozpaczać nad swoim losem, bo nasze połączenie było z jednej strony szczelnie zamknięte. 
 -A niech to! - krzyknąłem i kopnąłem w fotel z czarnej skóry, który roztrzaskał się na kilka drobnych kawałków, a każdy poleciał w inną stronę. Usiadłem na ziemi i włożyłem ręce w twarz.
 -Co się stało? - zapytał zdziwiony Stefano, patrzący się na nas jak zaczarowany. Uniósł brew ku górze. 
-Elena twierdzi, że zabiłem jej przyjaciółkę. - warknąłem niemalże bezgłośnie.
 -Zależy Ci na niej. - wychrypiał Stefano, po czym zebrał pozostałości po fotelu i włożył je do kominka. 
 Czy mi na niej zależało? Tak, chyba tak.
 -Wygląda jak Katherine, chociaż nigdy nią nie będzie, Damonie. Pamiętaj. Nie zakochuj się na siłę w tej dziewczynie. - wyszeptał, kucając koło mnie. Zdenerwowałem się. Skoczyłem i złapałem Stefano za koszulę, niemal rozrywając ją na strzępy. Uniosłem go tak że jego nogi nie dotykały ziemi.
 -Za kogo ty mnie do cholery masz?! - krzyknąłem i rzuciłem nim o ścianę.
 -Katherine to przeszłość. - każde to słowo wypowiedziałem powoli, jakbym zwracał się do dziecka.



4 komentarze:

  1. Witam. ^ ^ Nazywam się Adia/Olga. Po przeczytaniu twojego bloga mogę śmiało stwierdzić, że jest po prostu boski. W tym rozdziale najbardziej spodobał mi się początek. Kiedy ona wyrażała w nim tyle swoich uczuć, że ,aż miałam ochotę płakać.Ogółem notka jest po prostu boska! Mam nadzieję, że nie obrazisz się jeśli dodam Cię do mojej lisy czytanych blogów?
    http://wherever-you-are-by-adia.blogspot.com/
    Dopiero zaczynam, więc nie wiem jak to moje pisanie wygląda. ;/
    No cóż mogę jeszcze dodać? Pozdrawiam, życzę weny i zapraszam do mnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Swoją twórczość, z doskonałymi poprawkami - świetnie tak poczytać. Kurczę, ale wspomnień.. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, co z tym wszystkim zrobiłaś. Kiedy po raz pierwszy M. przesłał mi owy link - zaniemówiłam. ;o tak więc kontynuuj i pozwalaj mi za każdym razem ryczeć jak bóbr, oczywiście w ten pozytywny sposób. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przekaż mu, że jeśli ze mną nie porozmawia, to mu nogi z tyłka powyrywam i będzie miał człowieka na sumieniu.

    OdpowiedzUsuń