wtorek, 16 października 2012

ROZDZIAŁ 3

ELENA
W pierwszym momencie kompletnie nie wiedziałam, co się dzieje. Wszystko trwało zaledwie kilka sekund. Mój mózg nie zdołał zarejestrować najważniejszych szczegółów. Poderwałam się do góry, raptownie odskakując. Straciłam grunt pod nogami i wszystko zaczęło dziać się tak nienaturalnie szybko... Usłyszałam dźwięk tłuczonej szyby. Mimowolnie krzyknęłam, zdążyłam tylko odwrócić się i posłać Damonowi błagające o pomoc spojrzenie.
-Puść mnie, puść... Proszę!- usilnie próbowałam walczyć ze swoim porywaczem, jednakże nic nie wskórałam. -To boli! - mężczyzna, bo to właśnie on mnie porwał, spojrzał na mnie unosząc brew ku górze i warknął tylko:
-Zamknij się.
 Zacisnęłam pięści i wtedy usłyszałam słowa w swoim umyśle. Mimowolnie złapałam się w okolice skroni i próbowałam skoncentrować. 
'Co się dzieje, Damon? Jeśli to jakiś żart, to nie jest śmieszny! ' - niemalże krzyczałam w myślach.. Odetchnęłam głęboko. Jeszcze chwilę temu byliśmy w lesie, teraz wampir z impetem rzucił mną o podłogę, zamykając drzwi od jakiegoś pomieszczenia. Spojrzałam na niewielką plamę krwi na ramieniu. 
'To nie jest żart... Skoncentruj się! Gdzie jesteś?!' - Damon wydawał się być równie przerażony, jak ja.
'Biegł wzdłuż lasu, jestem w... jakiejś piwnicy? Nie wiem, panuje półmrok. Boję się, cholernie się boję!' - tyle udało mi się posłać w umysł Damona. Potem podciągnęłam kolana pod podbródek i zrobiłam kilka wdechów i wydechów w celu uspokojenia się. Telepałam się niemiłosiernie, nie wiedziałam, czy bardziej z zimna, czy strachu. Po prostu się bałam, a strach mnie paraliżował. 
'Poznajesz napastnika?' - usiłował dowiedzieć się mój umysłowy kolega.
'Nie mam pojęcia, kto to do cholery jest. Po prostu kazał mi być cicho, bo inaczej... ' - dodałam i urwałam, ponieważ straciłam przytomność, pod wpływem silnego ciosu w tył głowy.

DAMON
Byłem totalnie przerażony. Po pierwsze, właśnie porwano dziewczynę, z którą połączony byłem umysłem. Po drugie, mieszkańcy miasteczka mogliby o to porwanie obwinić właśnie mnie, bo przecież niektórzy widzieli nas razem i to w dość dwuznacznej sytuacji. Niosłem śpiącą Elenę, która wyglądała, jakbym ją właśnie zgwałcił. Niedobrze, bardzo niedobrze. Chciałem zostać tu nieco dłużej, ale gdybym teraz nie uratował jej życia, nie miałbym szans na spokojne ulokowanie się w tej okolicy. Po raz kolejny rozejrzałem się po okolicy, jakbym miał nadzieję, że to był jakiś chory żart i że zaraz Elena wyjdzie zza drzewa, uśmiechając się łobuzersko. Wiedziałem jednak, a podpowiadał mi to rozum, że tak nie będzie. Stałem jak sparaliżowany, a wiatr rozwiewał moje włosy, powodując jeszcze większy nieład na mojej głowie. Przeklinałem w kilku językach, zaciskając dłonie w pięści.
Żyła. Jak dobrze, że żyła... W jakiś chory i niewytłumaczalny sposób cholernie mi na niej zależało, chociaż znałem ją tak krótko. Niby ludzie są przewidywalni, ale zdarzają się takie przypadki, jak właśnie ona, i nas, wampiry, to pociągało. 
Bezsensowne stanie na pewno nie pomogłoby mi w odnalezieniu dziewczyny, dlatego też ruszyłem się z miejsca, czując każdy mięsień ciała osobno. Na początku spacerowałem wzdłuż linii lasu, nerwowo przygryzając dolną wargę. 
 "Nie bój się, uratuję Cię. Przysięgam. Słyszysz? Przysięgam, że Cię uratuję." - z tymi myślami posłałem tyle uczucia i zaangażowania, że z całą pewnością musiała mi uwierzyć. Tak, zrobię wszystko, byle tylko ją jeszcze raz zobaczyć. Przystanąłem, kiedy wspomniała o piwnicy.
 Ucieszyłem się, ze nie będę musiał przeprowadzać dochodowego śledztwa. Jedyny budynek, w którym mogła być Elena, znajdował się z dobre dwa kilometry stąd. Pośpiesznie ruszyłem w tamtym kierunku, używając całej swojej mocy, by poruszać się jak najszybciej. Liczyła się każda sekunda. 
 "Eleno? Słyszysz mnie?" - pomyślałem gorączkowo, kiedy nie dokończyła zdania. Musiała zemdleć. W mojej głowie zapanowała pustka i czerń. Dziwnie mi było samemu w swoim umyśle. Musiałem zachować spokój i rozwagę. Nawet nie zauważyłem, kiedy znalazłem się na miejscu. Stanąłem za jakimś drzewem i przyglądałem się ruinie starego domu, w którym od dawna już nikt nie mieszkał. Zbudowany był z czerwonej cegły, praktycznie nie można było tego zauważyć, bo wszystkie ściany porastał gęsty bluszcz. Dachówki sporadycznie odpadały, a szyby okien były wybite. Podbiegłem do ściany i zajrzałem przez jedno z okien. Pokój był pusty, więc bezceremonialnie wparowałem do środka. Rozejrzałem się uważnie i chwyciłem jakiś ostro zakończony drewniany patyk. Jeżeli ten drań zrobił krzywdę Elenie, to obiecuję tu i teraz, że go zabiję, nie zważając na nic, na jego żadne tłumaczenia. Wyszedłem z pokoju na korytarz. Usłyszałem cichy dźwięk za sobą. Natychmiastowo się odwróciłem. Przede mną, w całej okazałości, stał wampir, który porwał Elenę.
 -Lepiej, żeby była cała. - wycharczałem tylko, niczym dzikie zwierzę. Wbiłem w niego wściekłe spojrzenie i wyszczerzyłem kły.
 -Oh, Damonie. Daj spokój. Zależy Ci na CZŁOWIEKU? - ostatnie słowo powiedział z obrzydzeniem. Oparł się nonszalancko o ścianę. -A tak... Chyba wiem, dlaczego pofatygowałeś się, by ją uratować. Wygląda jak Katherine, co? - powiedział i uniósł kąciki ust ku górze. Trafił w samo sedno. Z wściekłością ruszyłem w jego kierunku, celując kołkiem prosto w jego serce. Jednak w tym samym czasie on też wyciągnął ostro zakończony patyk. Z całym impetem wbił mi go w brzuch, a ja zrobiłem to samo, trafiając jednak w jego serce. Upadł na podłogę, gwałtownie siniejąc. Ból, który poczułem był nie do opisania. Głos zginął mi gdzieś w gardle, zrobiło mi się ciemno przed oczyma. Nie mogłem skupić się na niczym innym jak na bólu. Krew przesiąkła całą moją koszulkę. To nie było zwykłe cierpienie. Zalewało mój umysł, niczym gorąca, wzburzona krew... Przenikało każdą część moich wnętrzności. Chciałem się obudzić z tego potwornego snu. Jednak ten trwał i nie chciał się skończyć. Traciłem coraz więcej krwi, czułem jak słabnę. Moje kończyny odmówiły mi jakiegokolwiek posłuszeństwa. Czy tak miał wyglądać mój koniec? Wampir kojarzy się z nieśmiertelnością, wiecznością, siłą i wytrwałością, aczkolwiek każdy ma jakiś słaby punkt, przysłowiową piętę Achillesa. Krwiopijcy mieli wyjątkowy uraz do drewna, które mogło ich zranić. Wydarzenia z ostatnich setek lat przeminęły mi przed oczyma, niczym jakiś starodawny film. Głowa zawisła mi tak, że włosy zakryły moje oczy i nie miałem żadnego widoku na otoczenie. Oczywiście zwykły człowiek zmarłby od takich obrażeń, aczkolwiek ja jeszcze jakoś się trzymałem. Oddychałem z trudem, strasznie nierówno. Nagle w mojej głowie pojawiła się jedna myśl, jedno imię: Elena. Ostatkiem sił podążyłem do piwnicy. Schodząc, niemal spadłem ze schodów, jednak jakimś cudem utrzymałem się na nogach. Pomieszczenie było całkowicie zaciemnione, zapaliłem więc światło. Ujrzałem Elenę, opartą o ścianę. Poczułem krew, ale liczyło się tylko to, że musiałem ją uratować. Odwiązałem jej nogi i ręce, które miała otoczone mocno sznurem, poklepałem ją po policzku, jednak straciłem siły. Opadłem na ziemię. Straciłem już zbyt dużo krwi. Leżałem z kołkiem wbitym w brzuch, czekając na śmierć, mając tylko nadzieję, że Elena przeżyje.

ELENA
Suchość w ustach, drganie w uszach i cholerne obrzmienie w głowie. Tylko to zdołałam poczuć. Jednakże, czując chłodną dłoń na policzkach, powoli otworzyłam powieki. Szybko się ożywiłam, widząc przed sobą tak makabryczny i tragiczny obrazek. Jak z jakiegoś pieprzonego koszmaru. Uszczypnęłam się raz, dwa, trzy, siedem razy. Nie, to nie był sen. Eleno, zrób coś, błagam! 
Potrząsnęłam głową i szybko do doczołgałam się do Damona. Z impetem wyciągnęłam z jego brzucha drewniany kołek, odrzucając go dalej. Co teraz? Co mam zrobić? I już wiedziałam. Krew. Musiałam mu dać krwi. 
Tak też zrobiłam. Ułożyłam delikatnie jego głowę na swoich kolanach. Łzy zaczęły spływać mi po policzku, jednakże postanowiłam się nie poddać. Sięgnęłam obolałą dłonią po ostro zakończony kamień i przecięłam sobie nim nadgarstek, z którego szybko zaczęła sączyć się spora ilość życiodajnego płynu. Jęknęłam.
 -Pij, błagam, pij... - szepnęłam błagalnie, przykładając rękę do jego ust. Poczułam, jak ostatkami sił zaczyna robić to o co poprosiłam. Uśmiechnęłam się sama do siebie, udało mi się. Dałam mu tyle swojej krwi, ile tylko było mu potrzeba.

DAMON
 Leżałem bezwiednie, nie mając siły nawet na to, by poruszać palcami. Przed moimi oczyma znajdował się brudny, obdrapany sufit, który pokrywała sterta pajęczyn. To miejsce raczej nie było zbyt... Interesujące. W mojej głowie rozkwitło pytanie: kogo chciałbym ujrzeć przed śmiercią? Katherine? Tyle lat minęło od czasu, kiedy ją ostatni raz widziałem, jednak uczucie, którą ją darzyłem wciąż we mnie tkwiło. Bardzo głęboko, schowane dokładnie pod ścianą bezwzględności, ale było i mogło wypłynąć w każdym momencie, zalewając całą moją duszę. Ale mimo wszystko... Nie znałem osoby, która płakałaby i cierpiałaby po mojej śmierci. Może ewentualnie mój braciszek postarałby się o jakieś pogrzebanie mojego ciała, ale z całą pewnością by nie tęsknił. Ba, wręcz odwrotnie. Kolejny kłopot zniknąłby z jego głowy. Właśnie, dla wszystkich byłem problemem...
 Nagle, jakby tego było mało, głowa rozbolała mnie do tego stopnia, że prawie straciłem przytomność. Zamknąłem oczy. Zapomniałem kontrolować moje połączenia z dziewczyną, dlatego właśnie okolice skroni wydawały mi się pulsować bólem. Powoli otworzyłem oczy i niemal się uśmiechnąłem. Nade mną widniała twarz Eleny. Może dziewczyna nie wyglądała najlepiej, ale była w pełni świadoma tego, co robi.
 -Elena... - szepnąłem, aczkolwiek nie byłem całkowicie pewien, czy mnie usłyszała. Nie mogłem wydobyć z siebie nic więcej. Poczułem ostry ból w okolicach brzucha, aczkolwiek dosłownie kilka sekund po tym ulgę. Niesamowitą ulgę. Byłem wolny od tego cholernego kołka. Chyba cała krew wydobyła się na zewnątrz mego ciała, nie miałem w ogóle siły. A tak bardzo chciałem podnieść głowę... Mówiła co mnie... Sens jej słów ledwo dochodził do mnie, słyszałem jakby zza szkła. Miałem pić, ale co?
 I wtedy do mojego nosa trafił zapach... Czułem jak rysy twarzy mi tężeją, oczy czerwienieją, a okolice dziąseł bolą. Jej woń uderzyła mnie jak niszczycielski pocisk, jak rozpędzona piłka...Niewyobrażalnie dużo przemocy narodziło się we mnie w tej jednej chwili. Straciłem resztki człowieczeństwa, jakie posiadałem. Nie pozostał nawet ich strzęp. Nie zważałem na to, że Elena ujrzy moje prawdziwe oblicze. Byłem drapieżnikiem. A ona była moją ofiarą. Tylko taka prawda liczyła się na całym świecie. Byłem wampirem, a jej krew wydzielała najsłodszy zapach, jakiego nie dane mi było czuć w ciągu poprzednich setek lat. Nie miałem pojęcia, że taka woń może istnieć. Gdybym o tym wiedział, wyruszyłbym na jej poszukiwanie dawno temu. Przeczesałbym dla niej wszystkie zakamarki tej planety. Wyobraziłem sobie, jak musi smakować... Pragnienie zatańczyło mi w gardle niczym płomienie ognia. Wargi miałem wysuszone. Świeży przypływ jadu nie pomagał w pozbyciu się tego uczucia. Żołądek skręcał się z głodu, stanowił echo pragnienia. Naprężyłem mięśnie.
 Jej zapach, obrzydliwie przyciągający zapach jej krwi, stanowił poważny problem, ale z wdzięcznością ująłem jej rękę i przyłożyłem zęby do jej nadgarstka. Tak jak się spodziewałem, jej krew była obrzydliwie pyszna. Przyjemnie rogrzewała moje ciało, dawała mi nowe siły. Powoli nabierałem kolorów. Jej krew... Była inna. Wyjątkowa. I to nie tylko dlatego, że ratowała mi życie. Smakowała niczym najlepszy trunek, nie wyobrażm sobie nic lepszego... Gdybym tylko mógł, nie przestawałbym pić, ale wiedziałem, że muszę... Jednak pragnienie było silniejsze ode mnie...
 DAMON! - krzyknął jakiś głos w mojej głowie, a ja natychmiast oprzytomniałem i odsunąłem od siebie rękę dziewczyny. W następnej chwili już trzymałem ją w ramionach, mocno przyciskając ją do swojej piersi. Zanurzyłem głowę w jej ciemnobrązowych włosach i lekko odetchnąłem. Pachniały bardzo ładnie. Zacząłem delikatnie gładzić jej ramiona, jeszcze mocniej przyciskając ją do siebie, jakbym chciał, by już nigdy nie odchodziła. Dziwne uczucie. Poza tym byłem zszokowany faktem, że po tym, jak się wobec niej zachowywałem, była taka ufna. Oddała mi krew, a potem jeszcze się do mnie przytuliła. Niesamowite.

wtorek, 9 października 2012

RODZIAŁ 2

ELENA
Obudziłam się dziwnie spokojna. Ból, który wcześniej nasilał się z każdą kolejną sekundą, zdawał się całkowicie ode mnie odstąpić. Otworzyłam oczy i z niedowierzaniem zamrugałam kilkakrotnie powiekami. Przełknęłam głośno ślinę, zastanawiając się, gdzie ja do cholery jestem. Poczułam, jak moje serce zaczęło bić nienaturalnie szybko. Nie powinnam była zasypiać, tylko zachowywać zdrowy rozsądek. Przeklinałam siebie za to w myślach, powoli siadając na krawędzi łóżka. Rozejrzałam się dookoła, marszcząc przy tym brwi. Pokój był na prawdę wielki. Odgarnęłam włosy na bok, lustrując się wzrokiem. Poplamiona bluzka z pewnością nie dodawała mi uroku. Tak samo czarne rurki, przerwane w jednym miejscu na udzie. Skrzywiłam się znacznie i zanim zdążyłam wstać, w drzwiach ujrzałam tego samego mężczyznę. Rozchyliłam lekko wargi, chcąc coś powiedzieć, jednak szybko je zamknęłam, widząc ironiczny uśmiech, malujący się na jego twarzy. 
-Nie zdążyłem się przedstawić. Nazywam się Damon Salvatore, lecz Ty powinnaś zwracać się do mnie "wybawca". - powiedział i usiadł w fotelu, który stał naprzeciwko łóżka. Oparł się wygodnie i wbił we mnie swoje niebieskie oczy, szczerząc nonszalancko zęby. Wywróciłam teatralnie oczami i usiadłam, opierając się o poduszki.
-Nie traktuj mnie jak zabawkę. - mruknęłam cicho i nieco niepewnie, chowając głowę za swoimi rozczochranymi włosami.
-Nie bądź śmieszna Eleno. Fakt, że jeszcze żyjesz jest dużym zaskoczeniem. Wiem kim jestem i do czego jestem zdolny. Nie mów mi jak mam postępować. - powiedział chyba już nieźle zdenerwowany.
-Mówiłeś, że wymagasz ode mnie szacunku. Ja także chcę go uzyskać od ciebie. - rzekłam głośno i wyraźnie, tym razem patrząc wampirowi prosto w oczy. Zacisnął zęby, jednak nic nie powiedział. Nie mogąc znieść dłużej ciszy, rzuciłam:
 -Więc... co do tych głosów... ja nie mam na to wpływu. I kompletnie nie mam pojęcia, jak to się dzieje, że nasze myśli w pewnym sensie splatają się ze sobą. - złożyłam dłonie na piersiach.
-Coś musi być tego przyczyną. Nie miałaś ostatnio kontaktu z magią? Może ktoś przez przypadek rzucił na ciebie jakieś zaklęcie? - zapytał Damon, patrząc na mnie swoimi hipnotyzującymi tęczówkami. Otworzyłam usta, chcąc coś powiedzieć, jednak po chwili je zamknęłam.
-Moja przyjaciółka jest czarownicą... - szepnęłam, przypominając sobie swoje ostatnie spotkanie z Bonnie. -Ale to nie ona. Na pewno nie. Jest nowa, nie zna żadnych zaklęć.- powiedziałam stanowczo i jakby na potwierdzenie swoich słów, pokiwałam głową. Nie chciałam narażać Bonnie na towarzystwo tego... potwora. Wampir milczał, a mnie to wręcz irytowało. Wstałam i podeszłam do wielkiego okna. Widok z niego był.. codzienny. Toczyło się tam normalne życie, śpiewały ptaki, szumiały drzewa. Odsunęłam się od niego i odwróciłam z powrotem do wampira.
-Co o tym myślisz? - szepnęłam, czekając, aż w końcu coś powie. Miałam nadzieję, że gdzieś w środku moje słowa do niego trafiły i postara się nieco złagodnieć. Wzruszyłam ramionami i oparłam się o parapet, z cichym westchnieniem czekając na jego sugestie dotyczące owej sprawy. Zapomniałam o strachu, który towarzyszył mi przy pierwszym spotkaniu z wampirem. Tym razem myślałam tylko o rozwiązaniu sprawy, która tak bardzo mnie nurtowała i 'wierciła' dziurę w brzuchu. Z tylnej kieszeni wyjęłam telefon. Był w opłakanym stanie, jednak na pękniętym ekraniku, odczytać można było 'jedno nieodebrane połączenie od: Danielle.' Nie miałam jak do niej zadzwonić, toteż szybko odłożyłam komórkę na swoje miejsce, zastanawiając się, po co przyjaciółka dzwoniła do mnie o tak późnej porze.
-Niestety na razie ta sprawa jest zbyt świeża, jak dla mnie i nie umiem wyciągnąć z niej jakichkolwiek wniosków. - mruknął wreszcie i rzucił mi krótkie spojrzenie, po czym wyjął z kieszeni monetę i zaczął się nią bawić.
 -Imponujesz mi. Właśnie przeżyłaś wypadek, Twój samochód przypomina kupę złomu i jesteś w jednym pokoju z wampirem, który w każdej chwili może się na Ciebie rzucić, a jesteś... Taka spokojna... Opanowana... - uniósł brew ku górze. Wstał z fotela i podszedł do szafy i wyjął z niej jakieś ubrania. Rzucił je na łóżko.
-Stwierdziłem, że powinnaś zmienić ubranie, więc kupiłem ci coś nowego. - powiedział, a ja zszokowana patrzyłam na ładną niebieską bluzkę, ciemne jeansy i skórzaną kurtkę.
 -Markowe. Jedne z najlepszych w mieście. - mruknął i trzasnął drzwiczkami od szafy.
 -Tam masz łazienkę. - skinął głową w stronę drzwi na końcu pokoju. Spojrzałam w tamtym kierunku. Rzeczywiście stały tam białe drzwi, wyglądające na łazienkowe.
 -Umyj się i przebierz, bo nie wyglądasz za dobrze. - powiedział, objął mnie wzrokiem i zaśmiał się ironicznie, jakby sam do siebie. Zmarszczyłam brwi, patrząc na ciuchy. Damon rzucił się na łóżko i pogonił mnie ręką. Westchnęłam cicho i wzięłam telefon do ręki. Oczywiście, tak jak się spodziewałam, nic nie wyszło z jakiegokolwiek połączenia, dlatego ponownie wypuściłam głośno powietrze z płuc, chowając wrak komórki do kieszeni.
"Lepiej nie uciekaj. I tak Cię znajdę." - pomyślał i chwycił jakąś gazetę otwierając ją na pierwszej lepszej stronie.
Weszłam do łazienki, otwierając usta. Była wielka. W środku znajdowała się wanna, kabina prysznicowa, zlew, a pomimo tego i tak było tu jeszcze dużo miejsca. Umyłam się i przebrałam, chociaż wolałam poczekać z tym do powrotu do domu. Obróciłam się przed dużym lustrem i wywróciłam oczami. Przeanalizowałam słowa wampira. Jakby głębiej się nad tym zastanowić, jak miałam uciec? Dorwałby mnie, gdybym tylko zaczęła zbiegać po schodach. A przez okno na pewno bym nie zwiała, licząc się z moim obolałym ciałem. Kiedy wyszłam z toalety wampira nie było w pokoju. Cicho westchnęłam i opadłam na łóżko.


DAMON
Kiedy usłyszałem spływającą wodę, ruszyłem do kuchni, żeby przygotować Elenie kawę i kanapki. Nie lubiłem gotować, więc szybko posmarowałem kromki chleba masłem i rzuciłem na nie ser i kawałek szynki. Skończyłem w niecałe pięć minut. Usiadłem na kuchennym krześle i obserwowałem zegarek. Kiedy minęło pół godziny, wziąłem talerzyk z kanapkami i kubek z niezbyt ciepłą już kawą i wparowałem do pokoju. Elena leżała na łóżku, a kiedy mnie ujrzała uniosła brew ku górze.
 -Proszę i smacznego. - położyłem to na stoliku. Dziewczyna wyglądała już znacznie lepiej.
 -Nie staraj się być nadto życzliwy, Damonie. - szepnęła i stanęła naprzeciwko mnie. Spuściła wzrok i ponownie podeszła do okna, opierając się o parapet.
-Wypadałoby powiedzieć dziękuję lub coś w tym rodzaju. Chyba, że w dzisiejszych czasach pojęcie 'kultura osobista' jest ludziom całkowicie obce. - mruknąłem, posyłając jej mordercze spojrzenie. Byłem na tyle miły, by pofatygować się, aby zrobić jej jakieś pożywienie, a ta nawet nie podziękowała! Wkurzyłem się.
-Dziękuję. - powiedziała, najwidoczniej chcąc uniknąć kłótni.
-No to może chociaż tkniesz, to co przygotowałem? - zapytałem się z sarkazmem w głosie, wytrzeszczając oczy. Elena spojrzała niepewnie w kierunku kanapek i kawy. Cicho westchnąłem.
-Spokojnie, nie są zatrute. - prychnąłem i usiadłem przy stole. Dziewczyna jakby nieco uspokojona, podeszła i spoczęła naprzeciwko mnie. Chwyciła kawałek chleba. Najpierw dokładnie go obejrzała, zrobiła nieco zniesmaczoną minę, ale po chwili ugryzła. Chyba głód wziął górę.
-Opowiedz mi coś o sobie. - niemal rozkazałem. Zrozumiałem, że zabrzmiałem niezbyt kulturalnie, więc posłałem jej jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów. Spojrzała na mnie zaskoczona. 
Przyglądałem się dziewczynie z niemałym zainteresowaniem. Była taka... normalna. I to bardzo mi się podobało. Niewiele dziewcząt przebywających w moim towarzystwie zachowywało taki spokój, jak ta, z którą mój umysł połączony był tajemniczą mocą.
-To.. nic ciekawego. Poza tym, chyba nie jestem tu, abyśmy rozmawiali o mnie, prawda? - powiedziała poważnie. Posłała mi tajemnicze spojrzenie i westchnęła cicho, upijając spory łyk kawy.
 -Dam Ci dobrą radę. Lepiej odpowiadaj na moje pytania, bo mogę się zdenerwować. - wychrypiałem niezbyt miłym tonem głosu. Zdałem sobie sprawę, że muszę brzmieć jak ostatni debil. Wciąż byłem niekulturalny, więc nie zdziwiłbym się, gdyby dziewczyna uciekła, nawet jeżeli miałaby ryzykować swoim życiem.
-Przepraszam. - bąknąłem i westchnąłem cicho. Wstałem i zacząłem chodzić w kółko po pokoju. - Nie chcesz to nie mów. - dodałem i wzruszyłem ramionami. Przystanąłem na chwilę przy półce z książkami, szukając jednej, która mogłaby pomóc nam w rozwiązaniu naszego nietypowego problemu. 
-Wybaczam. - mruknęła, jakby ignorując mnie. Skupiła się na jedzeniu.
-Chciałem tylko poznać Twoją przeszłość. Może kiedyś zrobiłaś coś, co mogłoby urazić jakąś czarownicę bądź inną nadprzyrodzoną postać. - mruknąłem i w końcu wyciągnąłem niewielką książkę, wyglądającą na naprawdę starą i zniszczoną. Otworzyłem ją i wprost na mój nos poleciała cała sterta kurzu. Tekst był napisany po łacińsku. Przekląłem głośno, po czym spojrzałem przepraszająco na dziewczynę.
 -Nie znam tego języka. - szepnąłem mocno niezadowolony. Po mojej twarzy przebiegł grymas wściekłości. -Utknęliśmy w pewnym punkcie... I nie wiem co dalej. - zamknąłem książkę z impetem i rzuciłem nią o ziemię. Zacisnąłem dłonie w pięści. Cieszyłem się, że chociaż obydwoje w jakiś sposób opanowaliśmy to, by nie wchodzić sobie wzajemnie w głowy. Coraz rzadziej odczuwałem bóle w okolicy skroni.
 -Panem Spokoju to ty nie jesteś. -skwitowała Elena, po czym wstała i przykucnęła, aby wziąć księgę do ręki.
Otworzyłem usta, by coś jeszcze powiedzieć, gdy nagle drzwi otworzyły się tak, że niemal wyleciały z nawiasów, a do środka wparował mężczyzna ubrany w skórzaną kurtkę i trochę przykrótkawe jeansy.
-Co do cholery... - krzyknąłem. Nieznajomego otaczała aura, ciemna aura. Gościu był wampirem. I to nowonarodzonym. Doskoczył do Eleny, chwycił ją, a ja nawet nie zdążyłem się ruszyć. Był bardzo szybki i zwinny. 
 -Zostaw ją! - wrzasnąłem, lecz ten rzucił mi tylko rozbawione spojrzenie i wyskoczył przez okno. Szyba rozleciała się na tysiące kawałków... Natychmiast ruszyłem się z miejsca i również przedostałem się przez okno. Stanąłem na podwórku przed pensjonatem, rozejrzałem się, aczkolwiek nie zobaczyłem nic, prócz wielkich drzew, które nieprzyjemnie kołysały się na wietrze. Super, wampir uciekł z dziewczyną, której umysł połączony był z moim... Właśnie!
 "Eleno?! Eleno, nic Ci nie jest?" - pomyślałem gorączkowo, zamykając oczy i marszcząc czoło.

poniedziałek, 8 października 2012

ROZDZIAŁ 1

Najpierw polecam przeczytać prolog, taki mały wstęp do historii, który znajduje się pod I rozdziałem. :)

DAMON
Może powoli wariowałem? Głosy w głowie chyba zbyt dobrze nie świadczyły o tym, że jestem normalny. Na początku myślałem, że ktoś chce mnie opętać, jednak zrezygnowałem z tej opcji w chwili, gdy stwierdziłem, że jasno myślę i wykonuję wszystkie czynności bez problemu. Więc dlaczego mój mózg rejestrował nie moje myśli? A do tego dochodził potworny ból... Potrząsnąłem głową, jakbym chciał się jego pozbyć. Dziewczyna, którą rzuciłem przyjęła jakąś dziwną pozę, ale nie to było teraz ważne. Zapomniałem nawet o tym, by wymazać jej wspomnienia. Ruszyłem przed siebie, chcąc odkryć o co tu chodzi. W najbliższej okolicy nie wyczuwałem żadnej aury, która mogłaby należeć do jakiejkolwiek istoty nie z tego świata. Podróż przez las minęła bardzo szybko, nawet nie zauważyłem, kiedy pojawiłem się na głównej drodze, która aktualnie była pusta. Usiadłem na jakimś pieńku, znajdującym się na poboczu, zamknąłem oczy i skupiłem się, by usłyszeć coś jeszcze. Tym razem nie bolało, ale dokładnie słyszałem myśli jakiejś dziewczyny. Były one zrozumiałe. Odnotowałem więc w swojej głowie wszystkie ważne informacje i jak najszybciej ruszyłem w kierunku źródła mej umysłowej towarzyszki. Wiedziałem, że teraz jechała samochodem i miała zamiar zadzwonić do swojego brata.
Chciałem jak najszybciej odnaleźć moją nietypową nową znajomą, by ją zabić. Nie mogłem pozwolić, by siedziała w mojej głowie. Powoli zacząłem przyzwyczajać swoją głowę do bólu. Byłem ciekaw w jaki sposób nasze umysły połączyły się.
Może owa dziewczyna była czarownicą? Lub łowcą wampirów, a teraz tylko zwabiała mnie, by wbić drewniany kołek w moje serce? Zatrzymałem się na chwilę i zmarszczyłem czoło. Ciekawość wzięła jednak górę, więc kontynuowałem podróż. Kilka minut później czułem, choć cholera wie jak, że znajduję się już naprawdę blisko młodej kobiety. Przystanąłem na ulicy, przymrużając oczy. Zauważyłem światła samochodu, wyłaniające się zza górki, który z niebezpieczną prędkością zbliżał się w moim kierunku. Byłem całkowicie przekonany, że w środku siedzi owa dziewczyna.
"Zatrzymaj się" - pomyślałem już nieco łagodniej, nie chcąc jej przestraszyć. Jakież było moje zdziwienie, gdy nagle auto zaczęło w dziwny sposób skręcać na boki, a po chwili już leżało na dachu, niemal przed moimi stopami. Ja to zrobiłem? Nie chodziło mi o takie zatrzymanie... Podszedłem do samochodu i niepewnie zajrzałem do środka. Dziewczyna żyła i wbijała we mnie swoje wielkie oczy, oczekując pomocy.
-Świetnym kierowcą to Ty nie jesteś. - mruknąłem, uśmiechając się ironicznie.
-Jesteś postrachem tutejszych ulic? Kto Ci dał prawo jazdy? - prychnąłem i rozejrzałem się. Całe szczęście żaden samochód nie zbliżał się do nas. Kucnąłem, patrząc na kobietę z udawanym politowaniem. Nie czekając na jej odpowiedź mówiłem dalej:
-Jeżeli chcesz przeżyć, lepiej powiedz mi, dlaczego siedzisz w mojej głowie? Kim jesteś?
Uniosłem brew ku górze. Wiedziałem, że ode mnie zależy, czy ona przeżyje.
-Lepiej mów szybko, bo niedługo zbyt duża ilość krwi - w tym momencie oblizałem wargi - dopłynie ci do mózgu. - zaśmiałem się z wyraźnym zadowoleniem z siebie. Zachowywałem wszelką ostrożność, w każdym momencie byłem gotowy do ucieczki. Poszkodowana była człowiekiem i to mnie nieco uspokajało.
- Czy... czy to ważne w tej chwili... ? - wyszeptała ochrypniętym głosem, ciągle lustrując mnie wzrokiem. Jej włosy bezwładnie i bezczelnie opadły jej na twarz.
- Proszę, wyciągnij mnie... - szepnęła ponownie, a po jej policzkach popłynęły łzy. Cicho jęknęła i przymknęła powieki, przełykając głośno ślinę. Cień rzucany na jej twarz sprawił, iż nie mogłem dokładnie dojrzeć rysów jej twarzy. Oddychała nienaturalnie szybko, co mnie wielce nie zdziwiło.
 - Proszę... - wychrypiała po raz kolejny, widząc, iż nie przystępuję do działania.
Człowiek to naprawdę marna istota. Właściwie czasy, kiedy to jeszcze byłem jednym z nich, pamiętam jak przez mgłę. Nigdy nie byłem typem tego, który snuje ponure przemyślenia, co by było gdyby... Byłem wampirem i już to do siebie przyjąłem, pogodziłem się z tym faktem i było mi z nim dobrze. Już tego nie zmienię, więc musiałem zrozumieć, że jestem praktycznie i teoretycznie wrogiem człowieka. Ta słaba rasa chce wytępić takich jak ja. A my przecież tylko trwamy w jednym, nieprzerwanym kole życia. Musimy żywić się krwią.
 Patrząc na dziewczynę, poczułem coś w rodzaju litości. Od dłuższego czasu, niestety, nie odczuwałem żadnych uczuć, więc zdziwiłem się jak coś drgnęło mi w sercu. Byłem zamkniętym w sobie egoistą i nigdy nie myślałem, by mogłoby być jakkolwiek inaczej.
Uśmiechnąłem się, specjalnie odkrywając jak największą ilość swoich śnieżnobiałych zębów, które z całą pewnością były chociaż trochę ubrudzone od krwi. W końcu niedawno miałem małą ucztę...
 -Prosisz o pomoc wampira? - zapytałem porządnie zdziwiony, z sarkazmem w głosie. Zaśmiałem się, a po chwili zmarszczyłem czoło, a pomiędzy moimi brwiami pojawiła się mała kreska. Zawsze tak miałem, gdy się zastanawiałem. Przyjrzałem się dziewczynie. Bardzo rzadko przyglądałem się komukolwiek, jednak on była mi bliższa niż ktokolwiek inny. W końcu połączyła nas jakaś niewidzialna nić, nieczęsto takie coś się zdarza. Jeżeli w ogóle się zdarza. Widząc jak po jej oliwkowych policzkach płynie coraz więcej łez, a jej twarz wykrzywia ból, postanowiłem jej pomóc, lecz na początku jeszcze trochę się z nią podroczyłem.
-Gdyby nie fakt, że jestem ciekawy, co nas łączy, zabiłbym cię. Jestem bezwzględnym potworem i masz szczęście, dziewczyno, że jestem wobec ciebie łaskawy. - zrobiłem minę niczym ktoś, kto wygrał jakiś bieg i stoi na najwyższym stopniu podium.
-Dobra, już dobra. Możesz poczuć lekkie wstrząsy. - zachichotałem złośliwie i zebrałem w sobie jak najwięcej mocy. Bez problemu uniosłem auto i postawiłem je na czterech kółkach. Ostatnimi czasy pracowałem właśnie nad siłą, wytrzymałością i tym podobne. Unosiłem największe głazy, samochody, a nawet drzewa.
-Jeżeli masz zamiar coś mi zrobić, to nawet nie próbuj. Zginiesz i nie zdążysz nawet mrugnąć okiem. - powiedziałem złowieszczo, odsuwając się nieco od samochodu.
-Nie rób ceregieli, nie rycz jak bachor, tylko wyłaź z tego auta. - zarządziłem. Bycie niemiłym było dla mnie normalne, nie myślałem, że można inaczej.
-Chyba nie mam wyboru.. - warknęła cicho. Lekkim ruchem ręki odpięła pas i spuściła na chwilę głowę. Wzięła wdech, sekundę później wypuszczając głośno powietrze z płuc. Powoli wyszła z samochodu. Stanęła naprzeciwko mnie na ugiętych nogach. Dopiero teraz, kiedy stała, a ja patrzyłem na jej twarz pod odpowiednim kątem zdałem sobie sprawę, że dziewczyna przypominała... Nie, to niemożliwe. Odgoniłem od siebie te myśli. Długo nie widziałem Katherine, nawet nie miałem jej zdjęcia, więc nie mogłem jednoznacznie niczego stwierdzić... Ale podobieństwo było uderzające. Aż odwróciłem wzrok, bo patrzenie na nią przynosiło mi ból. Po mojej twarzy przebiegł grymas wściekłości i niezadowolenia. 
Zaczęła się trząść. Powoli podniosła głowę i chwiejnym ruchem podeszła do drzewa, znajdującego się obok. Oparła się o nie i niczym szmaciana lalka, osunęła. Otarła szybko łzy z policzków.
- Dzię...dziękuję... - szepnęła. Rozchyliła lekko usta i zamrugała kilka razy. Starałem się na nią nie patrzeć.
 - I co teraz? Zabijesz mnie za coś, na co nie mam wpływu? - spytała po chwili ciszy, przerwanej tylko przed szum wiatru w koronach drzew.
Pierwszy raz od naprawdę długiego czasu zastanowiłem się, czy nie przesadziłem ze złośliwością i zgryźliwością. W końcu mogło być tak, iż to naprawdę nie była wina dziewczyny. Niemal uwierzyłem jej, że nie wie jak to się stało. Byłem jednak czujny i zachowałem na uwadze fakt, że mogła kłamać. Nie miałem zamiaru jej przepraszać, nie należałem do grona tych osób, które żałują tego, co powiedziały. W jej oczach z całą pewnością byłem cynicznym wampirem. I dobrze, takie pierwsze wrażenie powinna mieć ofiara o swoim zabójcy. Starałem się nie wchodzić do jej głowy, a także zablokować swoje myśli, aczkolwiek nie wiedziałem, czy mi się udało. Oczywiście słyszałem jakieś urywane słowa z jej głowy, jednak nie skupiałem się na nich.
-Chyba nic poważniejszego ci się nie stało, co? - zapytałem i podszedłem do niej. Przyjrzałem się jej uważnie i pokręciłem głową. Czyżbym ja się troszczył? Co jest?!
 -Przeżyjesz. - mruknąłem, nie zważając na to, że zadałem przed chwilą pytanie i że powinienem czekać, jak każdy cywilizowany i kulturalny człowiek, na odpowiedź. Nie byłem jednak człowiekiem i te chore reguły mnie nie obowiązywały. Odwróciłem się do niej plecami i podszedłem do samochodu, a raczej tego, co z niego zostało.
-Nie zabiję cię, musimy się dowiedzieć, co nas połączyło, a do tego niezbędna jesteś ty. Jednak uprzedzam, że w najbliższym czasie będziesz skazana na moje towarzystwo. Nie pozostawię tak tego. - sam nie byłem zadowolony z tego faktu, byłem typem samotnika. Ona z całą pewnością także nie skakała z radości.
-Poza tym nie wiem, co by się stało gdybyś zginęła. Mnie także mogłoby się coś stać. - mruknąłem i wzruszyłem ramionami. Zacząłem przyglądać się samochodowi i po krótkiej rozprawie stwierdziłem:
-Auto jest do wywalenia, gratulacje. - uśmiechnąłem się tryumfalnie, jakby fakt, iż zniszczyła swój samochód był dla mnie powodem do zadowolenia. Starałem się unikać patrzenia na nią, lecz pokusa była silniejsza ode mnie. Siedziała pod drzewem i wyglądała jak przysłowiowa kupa nieszczęścia. Zachichotałem cicho, ponownie zbliżając się do nieznajomej.
 -Miasto jest dosyć daleko, wątpię, żebyś doszła o własnych siłach. - powiedziałem, spoglądając na nią. Starałem się nie myśleć o tym, że wygląda jak... Jak ona. Pragnąłem wymazać wspomnienia o Katherine, jednak jej wizja wciąż do mnie wracała.
 "Dojdziesz sama, czy mam cię zanieść?" - pomyślałem, wiedząc, że to usłyszy. Zmarszczyłem brwi i po raz kolejny nie czekając na jej odpowiedź, wziąłem ją w swoje ramiona i zacząłem iść w kierunku cywilizacji.   Dziewczyna nie zdążyła zaprotestować .
"Lepiej się nie wyrywaj, bo tylko mnie zdenerwujesz. Jestem na tyle miły, że cię poniosę i oczekuję od ciebie za to szacunku, a także współpracy".
 ' Nie mam takiego zamiaru... ' - pomyślała z nutką przerażenia w głosie. Zareagowałem natychmiastowo, posyłając jej bardzo denerwujące spojrzenie.
 -Jak się nazywasz? - zapytałem tym razem na głos. Usłyszawszy moje pytanie, odetchnęła cicho.
- Elena.. Elena Gilbert. - powiedziała i spojrzała na mnie, mrużąc oczy. Niepewnie oparła się o moją klatkę piersiową. Nie zareagowałem na ten ruch, tylko szedłem dalej, trzymając jej drobne ciało.
- Kto to jest Katherine? - zapytała, jednak szybko przegryzła dolną wargę. Musiała usłyszeć jej imię, wyłaniające się z moich myśli. Zatrzymałem się, ciężko oddychając. Miałem ochotę ją zabić. Tak po prostu.  Zniósłbym wszystko, każdą najbardziej głupią i bezsensowną rozmowę, każde dotkliwe słowo skierowane w moim kierunku, aczkolwiek, kiedy dziewczyna wspomniała o Katherine, zdenerwowałem się. Czułem jak tysiące ostrzy wbija mi się w serce. To, co próbowałem zatuszować przed setki lat, wyszło na zewnątrz. Cały ból, który schowałem pod powłoką wredoty i zła wypłynął z całą mocą, obejmując każdą komórkę mojego ciała... Kochałem ją, naprawdę ją kochałem, a ona... Już nigdy nie będzie mi dane jej zobaczyć. Starałem się ze wszystkich sił pokazać, że nie zrobiła na mnie większego wrażenia tym stwierdzeniem, więc pozostawiłem swoją twarz bez żadnych emocji.   W końcu lata praktyki przydały się, potrafiłem cierpieć tylko wewnątrz, a nikt nie musiał o tym wiedzieć. Nie odpowiedziałem na jej pytanie.
 -Wybacz, to znaczy.. nie chciałam.. - szepnęła pośpiesznie i spuściła wzrok.
 "No tak, chyba większej głupoty nie mogłam wypalić. Brawo, Panno Gilbert, brawo!" - usłyszałem jej myśli. Spojrzałem na nią i ruszyłem dalej. Kiedy po kilku minutach ponownie na nią spojrzałem już spała... Nawet nie wiedziałem kiedy zasnęła.
"Dobranoc." - pomyślałem i przyspieszyłem kroku. Teraz, kiedy ogarnął ją sen, mogłem pozwolić sobie na prędkość jaką zwykle się poruszałem. Minęło kilka minut i już znajdowaliśmy się w mieście, które tętniło życiem.
 "Cholera i co teraz?" - gorączkowo próbowałem wymyślić co teraz powinienem zrobić. Nie chciałem obudzić dziewczyny, toteż nie mogłem się dowiedzieć, gdzie mieszka. Swoją drogą, to dobrze, przynajmniej mi nie ucieknie. Wzruszając ramionami skierowałem się do pensjonatu, w którym nocowałem. Musieliśmy wyglądać naprawdę dziwnie. Mężczyzna ubrany całkowicie na czarno z wielkim pierścieniem na palcu, który nigdy tu nie bywał, niesie dziewczynę, którą z całą pewnością wszyscy tutaj znali. W dodatku miała poplątane włosy i sprawiała wrażenie wycieńczonej. Raz po raz ktoś rzucał nam urywkowe i zlęknione spojrzenia, jednak ja się tym nie przejmowałem. Jeszcze jeden zakręt... I już byłem na miejscu. Wszedłem do środka i otworzyłem drzwi od swojego pokoju. Osobiście ubóstwiałem elegancję, dobry gust i wyrafinowany styl, więc byłem zdziwiony, że tutaj, na obrzeżach miasta, w pensjonacie, który wyglądał na ruinę, dostałem coś, czego oczekiwałem. Pomieszczenie była dosyć duże, wprost od drzwi stało wielkie łoże dla dwóch osób. Tam też położyłem dziewczynę. Sam usiadłem w fotelu obok i zacząłem przyglądać się tapecie z japońskimi wzorkami, wspaniale pasującymi do ciemnobrązowej podłogi, na której leżał dywan utrzymany w stylu gotyckim. Fotel ze skóry, a także i kanapa, regał z książkami i stół z czystego mahoniowego drewna świetnie komponowały się z tym wszystkim.
 Po dobrej godzinie takiego bezsensownego siedzenia stwierdziłem, że jestem głodny, toteż wybrałem się na przechadzkę po mieście. Robiło się już ciemno, był wieczór. Na niebie świecił księżyc w pełnej swej okazałości. Miałem szczerą nadzieję, że w tych okolicach nie grasowały wilkołaki. Spacerując uliczkami spotkałem pewną dziewczynę... Zaprosiłem ją na kolację. Nie wiedziała, że to ona będzie przekąską dla mnie...

ELENA
Kiedy tajemnicza postać z moich koszmarów wspomniała coś o krwi, i kiedy tylko ujrzałam jego wyraz twarzy, patrzący na mnie jak na zabawkę lub pożywienie - już wiedziałam. Wampir. Wytrzeszczyłam oczy i przeniosłam wzrok na jego twarz. Wpatrywałam się w niego wielkimi, czekoladowymi oczami, niemalże błagającymi o pomoc i uwolnienie od bólu. Tyle, że jak to z wampirami bywa - są nieprzewidywalni, ale dziewięćdziesiąt procent z nich łaskawa nie jest, więc na co ja do cholery liczyłam z jego strony?
Mężczyzna był niewątpliwie przystojny, idealne rysy twarzy, malinowe usta, duże, okryte dość gęstym wachlarzem rzęs oczy, wymierzone wprost na mnie. Zlustrowałam bardzo dokładnie jego tęczówki, nie dochodząc do żadnego wniosku.

niedziela, 7 października 2012

PROLOG

DAMON
Ciemność nigdy nie była moim wrogiem. Lubiłem z nią współgrać. Nieraz wydawało mi się, że mrok był moim jedynym przyjacielem, jedynym ukojeniem, jedyną rzeczą, którą uwielbiałem. Byłem wampirem. Dlaczego? Może pogwałciłem kiedyś jakieś nieznane prawo i tym samym skazałem się na wieczne potępienie? Może zgrzeszyłem, odsuwając się od ludzi? Może związek z Katherine był najgorszym błędem mojego życia? Bądź co bądź... już nigdy, i będę się tego bezwzględnie trzymał, nie zaufam żadnej istocie żywej, która posiada jakiekolwiek uczucia. Byłem do cholery wampirem. Mój los był przesądzony - musiałem żywić się ludźmi. A drapieżnik zawsze jest okrutny wobec ofiary. Taka była kolej rzeczy. Nie mogłem być normalny, chociaż mojemu braciszkowi, Stefano się to udawało. Zazdrościłem mu, ale nigdy tego nie okazałem. Nie mogłem być słaby.
 Przedzierając się przez chaszcze krzaków zerknąłem w górę. Nieliczne, ciemnoszare chmury nie pozwalały zapomnieć o kaprysach aury, ale na razie na połaci nieba górował księżyc. W lesie było dziwnie… pusto. Gdybym miał się dobrze zastanowić, to nie zauważyłem ani jednego zwierzęcia od początku mej wędrówki. Ukryły się gdzieś pod konarami drzew, w swoich norkach, itp - dobrze je wyczuwałem. Panująca dokoła cisza powodowała, że zaczynałem się niepokoić, czy idę w dobrym kierunku. Jakby tego było mało, nawet wiatr nie szumiał w koronach drzew. Uspokoiłem się wewnętrznie, wmawiając sobie, że wszystkie te niecodzienne zjawiska można wytłumaczyć zmianą pogody.
 Po chwili dotarłem na miejsce. Stanąłem za jakimś dużym drzewem, bodajże dębem. Objąłem spojrzeniem  polanę, na środku której znajdował się mały budynek. W ogródku przed domkiem uwijała się młoda dziewczyna. Włosy miała związane w koka, a na sobie tylko skąpą bluzeczkę, która nie zakrywała połowy jej brzucha, oraz szorty, które pięknie opinały się na jej zgrabnych nogach. Poprawiłem swoją fryzurę jednym zgrabnym ruchem, po czym opuściłem linię lasu. Dziewczyna zajęta była sadzeniem jakichś kwiatków. Według mnie było ich tu już zdecydowanie za dużo. Dopiero po chwili uniosła wzrok i mnie ujrzała. Jej oczy zrobiły się wielkie jak monety, chyba się nie spodziewała żadnych gości.
-A niech mnie! - wyrwało jej się, a ja tylko posłałem jej czarujący uśmiech. Ta się lekko zarumieniła po czym wyjąkała:
-Przepraszam, po prostu...
-Piękne kwiaty. - nie dałem jej dokończyć. Objąłem spojrzeniem cały ogródek i pokiwałem z uznaniem głową. Och, byłem świetnym kłamcą.
-Dziękuję, od czasu, gdy moja mama zmarła, to ja się nim zajmuję. - mówiła przejęta, jakbym był jakąś gwiazdą filmową, a ona moją największą fanką. Powoli przesuwałem się w jej kierunku.
-Ah tak. Też hodowałem kiedyś kwiaty. - mruknąłem, patrząc jej prosto w oczy.
Czułem, że mi ulega. Uśmiechnąłem się, ledwo unosząc kąciki ust ku górze. Usłyszałem bicie jej serca, buzowanie krwi w jej żyłach... Kły mi się wydłużyły, a twarz obrała maskę potwora.
Po chwili już trzymałem ją w ramionach i łapczywie chłeptałem jej krew. Nagle, poczułem silny ból w okolicach skroni. Puściłem ciało kobiety i głośno jęknąłem, klękając i łapiąc się za głowę. Usłyszałem jakiś cichy głos Uniósł się echem w mojej głowie, lecz słowa były niezrozumiałe. Wywnioskowałem jednak, że był to głos kobiety. Głęboko odetchnąłem, po czym rozejrzałem się, aczkolwiek niczego nie dojrzałem.
 "Cholera, kim jesteś i czemu siedzisz w mojej głowie?" - pomyślałem, starając się brzmieć jak najbardziej groźnie.
"Lepiej powiedz mi to teraz, zanim Cię znajdę i zabiję" - byłem z siebie zadowolony. Zabrzmiałem naprawdę złowieszczo.

ELENA
" 22.08 - Kochany pamiętniku,
Życie to coś w rodzaju filmu. Ma swój początek i koniec. Czasami fabuła tego filmu nie jest taka, jaką sobie wymarzyliśmy. Nasze istnienie to zbiór przypadków, szczęśliwych i gorzkich momentów, bólu, miłości. Nie ma jednak przerw. Toczy się nieustannie, z każdym oddechem przemija jakaś chwila, która już nigdy nie będzie mieć miejsca, która się nie powtórzy... Świat jest bardzo niesprawiedliwy, wie to każdy żyjący człowiek. Jedni pływają w dostatku, drudzy łapią się jakiś dorywczych prac, aby tylko starczyło im na kromkę chleba. To boli, szara codzienność. Ale... może nie mam najgorzej? Kochający brat, Alaric, Bonnie, Caroline... Jakby głębiej się nad tym zastanowić, nie jest aż tak źle. Lepiej oczywiście być może. Nie rozwlekajmy już faktów. Po prostu żyjmy. Eleno, weź się w garść!"

Takimi oto słowami zakończyłam codzienną notatkę w pamiętniku. Uwielbiałam pisać. Potoki słów, wylewające się na pożółkłe kartki pamiętnika. Sam jego zapach, tak świeży i zachęcający... A co ja robię? W zasadzie nie robię nic od kilku dni. Po prostu leżę, korzystając z chwili wytchnienia, jaką dają nam wakacje. O tak, samo to słowo kojarzy się z czymś niezwykle przyjemnym i odprężającym. Koi zmysły i wywołuje uśmiech na twarzach licealistów czy gimnazjalistów. Uwielbiałam ten czas.
Odłożyłam notes, chowając go w bezpiecznym miejscu, pod poduszką. Nikt nie miał dostępu do moich zapisków, nigdy mieć nie będzie i nigdy nie miał. Osobie, która choćby go tknęła, bez wahania skręciłabym kark lub zwyczajnie i najnormalniej w świecie - udusiła. Rzecz jasna, nie chciałam o tym myśleć, dlatego czym prędzej odgoniłam od siebie te myśli. Czarne scenariusze, brrr. Przez moje ciało przeszedł pojedynczy, bardzo nieprzyjemny dreszcz. od kilku dni tak miałam. Zazwyczaj przed snem lub w jego trakcie. To było nadzwyczaj dziwne. Jakby ktoś lub, co gorsza, coś, próbowało się ze mną skontaktować, porozmawiać, nawiązać konwersacje. Przerażała mnie ta myśl i szybko ją odpędziłam. Powinnam udać się do swojego psychoterapeuty? Po śmierci rodziców bardzo mi pomógł, więc czemu by nie skorzystać z jego porad i tym razem? Ale nie panikujmy za wcześnie, może to przejściowy moment.
Wypuściłam głośno powietrze z płuc i wstałam, powolnym krokiem zmierzając w kierunku łazienki. Codzienna toaleta, czesanie lśniących, długich i kasztanowych włosów. I ta postać, za każdy razem, kiedy patrzyłam w lustro, odwzajemniała mój szczery uśmiech. To było piękne, móc co rano posyłać jej jakiś piękny gest, który w mgnieniu oka odwzajemniała. Nie, stop. Na prawdę, gadam jak idiotka. Ale cóż, może to jakiś kryzys? Na pewno nie wieku średniego.
Tak czy owak, musiałam się przebrać. Luźna piżama nie wyglądała dobrze. Skrzywiłam się na samą myśl i pobiegłam do szafy. Stanęłam w lekkim rozkroku i wyjęłam z niej czarne rurki, białą, luźną bluzkę. Ubrałam czystą bieliznę, wskoczyłam w wybrane ciuchy i uśmiechnęłam się, sama do siebie.
 - Idealnie. - szepnęłam. Obróciłam się przed wielkim lustrem, stojącym obok szafy. Zbiegłam po schodach i zrobiłam sobie śniadanie.
' Eleno! wracam wieczorem! Jestem u Bonnie. Kocham Cię, Jeremy.'
Wywróciłam teatralnie oczami. No jasne, a czego ja się spodziewałam z samego rana? Brata w kuchni? Gotowego śniadania? Marzenie każdej, zmęczonej życiem siostry. Wyszłam z domu, chwytając w dłonie kurtkę. Było chłodno, aczkolwiek taka a nie inna pogoda jak najbardziej mi odpowiadała. Uśmiechnęłam się w duchu, przenosząc uśmiech na twarz. Szłam dumnie przez ulicę, w stronę alei prowadzącej do domu przyjaciółki, Caroline.
(...)
 Zeszło nam dobrych kilka godzin. Przy tej wariatce czułam, że żyję. W drodze powrotnej wstąpiłam do Grill'a i napiłam się kilku kieliszków whiskey. Zaśmiałam się w duchu. I kiedy miałam już pchnąć drzwi, aby wrócić do domu, poczułam ból. Przeniósł się na moje skronie i usłyszałam znajomy, nękający mnie głos. Nie wiedziałam, czego u licha mam się spodziewać.
Wzruszyłam lekko ramionami i pospiesznie wyszłam z baru. Wsiadłam do samochodu i przekręciłam kluczyk w stacyjce. Ruszyłam z piskiem opon. Jechałam szybko, zastanawiając się nad wszystkim. Pochyliłam się lekko, aby wziąć z torebki telefon i zadzwonić do Jeremiego i kiedy już wybierałam jego numer, znów poczułam silny ból w okolicy skroni. Puściłam kierownice i ... samochód zaczął dachować. Zaczęłam krzyczeć, ciągle słysząc głos w swojej głowie. Czułam, jak tracę przytomność. W końcu pojazd zatrzymał się na poboczu a ja? Silny ból i strach mnie paraliżował. Przymknęłam powieki i zaczęłam straszliwie kaszleć. Przez mgłę zobaczyłam postać dobrze zbudowanego mężczyzny. Było ciemno, nie rozpoznałam go. Jednak nic nie mogłam zrobić. Albo mi pomoże - albo zabije.


~
No, to na tyle. Takie małe wprowadzenie.