czwartek, 22 listopada 2012

ROZDZIAŁ 5


ELENA
Po drodze zastanawiałam się, co jest ze mną nie tak. Zawsze muszę natknąć się na jakieś kłopoty i być w centrum ich uwagi. Czułam jak złość lub raczej potworna wściekłość przepełnia każdą komórkę mojego ciała. Czy Damon byłby zdolny...? Byłby. Zaufałam mu...
Zdałam sobie sprawę, że płaczę. Ludzie posyłali mi współczujące spojrzenia. Co chwila ktoś obcy zaczepiał mnie pytając, czy wszystko w porządku. Nie, do cholery, płacze bo mi się nudzi!
Trzasnęłam drzwiami, przechodząc przez przedpokój. Jak wryty stanął przede mną Jeremy ze zdezorientowanym wyrazem twarzy.
-Eleno? Gdzie się podziewałaś!? Czy naprawdę nie mogłaś przynajmniej uprzejmie poinformować mnie, kiedy masz zamiar wrócić? Masz przecież telefon! - w jego głosie czaiła się nutka złości. Patrzył na mnie twardo. Złożył ręce na klatce piersiowej. Zignorowałam jego słowa i zaczęłam wpatrywać się w nicość.
-Eleno? Słuchasz mnie?! - spytał nieco poirytowany. W tym momencie padłam w ramiona swojego brata, mocno go do siebie przytulając. Poczułam ciepłą dłoń na swoich włosach.
-Ty... płaczesz? Co się stało? - szepnął bezradnie. Nie odpowiedziałam. Po prostu stałam i wtulona w chłopaka, zastanawiałam się, czy aby na pewno, pochopnie oskarżając starszego z braci, miałam racje. Stefano też był wampirem, tak samo jak Caroline i ci wszyscy z opuszczonego domku w środku lasu. W gruncie rzeczy - to mógł być każdy. Każdy mógł zabić  Danielle.
-Obiecuję, wszystko Ci wyjaśnię wieczorem. Lub jutro. Teraz chcę wziąć prysznic, przebrać się. I... Jeremy, mogłabym zadzwonić z Twojej komórki? Moja... uległa wypadkowi. - posłałam chłopakowi blady uśmiech, wyjmując zepsute urządzenie. Jeremy westchnął i przewrócił teatralnie oczyma.
-Jasne. - powiedział i wyjął z kieszeni swój telefon. Ujęłam go z wdzięcznością i wbiegłam na górę, kierując się w stronę łazienki. Stanęłam przed lustrem i wykonałam kilka telefonów: do Bonnie, Caroline i rzecz jasna - rodziców Danielle. To było na prawdę trudne. Nie sądziłam, że któregoś dnia będę musiała składać kondolencje rodzicom jakiegokolwiek z moich przyjaciół. Poczułam, jak po raz kolejny łzy napływają mi do oczu, a tusz spływa po policzkach razem z nimi.
Gorąca kąpiel - tego mi było trzeba. Woda zdawała się obmyć ze mnie wszystkie moje problemy. Po rozczesaniu swoich wilgotnych włosów, przebrałam się, narzucając na siebie krótkie spodenki. W samym czarnym, koronkowym staniku, weszłam do pokoju i położyłam się na łóżku. Do ręki wzięłam pamiętnik zapisując na nim dobrych kilka kartek. Zajęło mi to bite półtorej godziny. Nie lada wyzwaniem było opisanie wszystkiego ze szczegółami. Imię Damon pojawiło się w nim z tysiąc razy! Ten mężczyzna siedział mi w głowie non stop. Z cichym westchnieniem odłożyłam notes na swoje miejsce. Wbiłam wzrok w sufit, zastanawiając się, dlaczego mu zaufałam. Nie powinnam była tego robić. Uratowałam mu życie. Czemu do cholery to wszystko robiłam? Jest wampirem, Eleno, otrząśnij się! Ukryłam twarz w dłoniach. To wszystko, tak skomplikowane, zawiłe i trudne, zaczynało mnie przerastać. Ja - nędzna śmiertelniczka. Pragnęłam obudzić się z tego koszmaru. Pragnęłam zobaczyć się z Danielle.
Przymknęłam powieki i nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam.

DAMON
Objąłem spojrzeniem dosyć duży dom. Poczekałem do wieczora, wolałem nie pokazywać się w tym mieście za dnia. Na niebie już powoli zaczęły pojawiać się gwiazdy i księżyc. Podszedłem do ściany budynku, marszcząc brwi. Zacząłem uważnie słuchać tego, co działo się w środku. Kiedy już wiedziałem, gdzie mam się skierować, skoczyłem i bez problemu pojawiłem się na parapecie okna na piętrze. Puknąłem lekko w szybę.
-Eleno. To ja, Damon. Wiem, ze mnie słyszysz. Wpuść mnie. To nie ja zabiłem Danielle, daj mi wytłumaczyć!

ELENA
Obudziłam się pół godziny później. Cóż, krótka drzemka jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziła. Wstałam, siadając na krawędzi łóżka i wtedy usłyszałam pukanie w szybę. Pośpiesznie doskoczyłam do swojej koszulki i narzuciłam ją na siebie. Ujrzawszy wampira i usłyszawszy jego słowa, rozchyliłam wargi, aby coś powiedzieć, jednakże głos utknął mi w gardle. Zamknęłam drzwi i powolnym krokiem podeszłam do okna. Otworzyłam je i odwróciłam się do niego plecami.
-Jeśli masz coś mówić - mów i proszę, zostaw mnie. - warknęłam, siadając na łóżku.
-Zaproś mnie do środka, inaczej będę tu tkwił jak debil. Poza tym, niezbyt mi wygodnie. - mruknął chłopak, kurczowo trzymając się framugi okna.
-Wchodź. - rzuciłam krótko i wbiłam wzrok w swoje stopy. Po chwili jednak, moje myśli przyćmiła jedna, nic nie znacząca rzecz. Przegryzłam dolną wargę i spojrzałam na niego.
-Ej, długo tu. jesteś? - spytałam, lekko się rumieniąc, ponieważ... na Boga, byłam w samym staniku i krótkich spodenkach! Miałam tylko nadzieje, że mnie nie widział i że nie mam pojęcia, do czego zmierzam. Fakt, zwykłe pytanie, jednakże ja wypowiedziałam je bardzo specyficznie.
-Spokojnie, nic takiego nie widziałem. - wywrócił oczyma, i zaczął przechadzać się po dosyć małym pokoju. .
-Nie bój się, nie przyszedłem Cię podglądywać, chociaż gdybym chciał, mógłbym to zrobić, bo masz ciało nie z tej ziemi. - powiedział i posłał mi szelmowski uśmiech.
-Chyba nie po to tu przyszedłeś, by obdarowywać mnie komplementami... - szepnęłam i wróciłam do oględzin swoich nóg. Wcale nie zamierzałam być dla niego miła. Przecież sprawa Danielle nie była wyjaśniona, a on, jak mniemam, pofatygował się tu, aby mi wszystko dobitnie wyjaśnić.
-Wiem, że może nie jestem zbyt przekonujący, bo praktycznie jesteś jedną z nielicznych osób, na które nie działa mój urok osobisty, a także nie siedzę i nie mącę w Twojej głowie, ale powiem to raz i wyraźnie: to nie ja zabiłem Danielle. - ostatnie słowa wypowiedział spokojnie, głośno i wyraźnie, akcentując poszczególne samogłoski. Przystanął na chwilę koło łóżka, a po chwili usiadł koło mnie. Uniósł kciukiem moją twarz sprawiając, że jego oczy odnalazły moje.
-Eleno... Znam siebie i swoje możliwości. Możesz mnie za to uderzyć w twarz, ale chcę być szczery i wyznam Ci, że ugryzłem twoją koleżankę i napiłem się trochę jej krwi, ale z całą pewnością jej nie zabiłem! - zacisnął dłonie w pięści. A może... ktoś specjalnie zamordował tę dziewczynę, by skłócić mnie i Damona?
-W momencie, kiedy zaczynałem się nią żywić, usłyszałem Ciebie i przestałem. Gdyby ktoś jej nie dobił, żyłaby, a dzisiaj odczuwałaby tylko silny ból głowy i nic by nie pamiętała. - mruknął i ponownie wstał, by pokonać odległość dzielącą łóżko od ściany. Oparł się o nią i założył ręce na piersi. Po całej jego opowieści, zaczynałam mu wierzyć. Nie spuszczałam wzroku z wampira, przez cały czas, kiedy mówił. Potoki słów z jego ust, przywykłam. Zapadła krępująca cisza. A więc on jej nie zabił.
-Ale miałaś rację nazywając mnie potworem. - wychrypiał po chwili ciszy, zaciskając zęby. Pokręciłam głową i w ułamku sekundy spoważniałam.
-Taka jest prawda. Jestem wampirem, a Ty powinnaś się mnie bać. - w wampirzym tempie podbiegł do mnie, choć bardziej wyglądało to jak teleportacja. Ujął w dłonie moją twarz i zajrzał prosto w moje oczy.
-Boisz się mnie, Eleno? - zapytał praktycznie szeptem. Nasze twarze dzieliło zaledwie kilka milimetrów, wręcz dotykał swoimi wargami moich warg. Spuściłam wzrok i poczułam się... podle? Tak, to doskonałe określenie. Było mi na prawdę przykro. I głupio. Chciałam, aby po prostu to wiedział. I chyba mi się udało.
Wierzyłam mu. Zdumiewające. Zaufałam mu. Ponownie, doskonale wiedząc, iż nie powinnam i tym samym wplątuję się w niezłe zawirowania.
-Nie jesteś potworem, Damonie. - szepnęłam i lustrowałam wzrokiem każdy jego nawet najmniejszy gest, ruch. Wydawał się być chodzącym ideałem. Miał rację, powinnam się go bać, ale... ja tego nie czułam. Nie miałam gęsiej skórki w obecności mężczyzny, nie telepałam się jak idiotka. Raptownie cofnęłam się, ale poczułam chłodne dłonie na swoich rumianych policzkach. Zatrzepotałam kilka razy wachlarzem czarnych jak węgiel rzęs i rozchyliłam lekko wargi, chcąc coś powiedzieć. Przełknęłam głośno ślinę i poczułam, jak moje serce drgnęło. Beztrosko wpatrywałam się w błękitne oczy wampira, jak w jakimś transie.
-Nie boję się Ciebie... - szepnęłam najciszej, jak tylko potrafiłam. Ujęłam jego dłonie i lekko spuściłam je wzdłuż tułowia ciemnowłosego. Posłałam mu delikatny uśmiech. I znów ta cisza... cisza, która w takim momencie była jak najbardziej wskazana. Spoglądałam to na jego tęczówki, to na malinowe usta. Przegryzłam delikatnie dolną wargę i odwróciłam wzrok. Poczułam, jak jeden, chłodny i nadzwyczaj przyjemny dreszcz przeszywa moje ciało. Dziwaczne uczucie, aczkolwiek nawet mi się to spodobało. Nie. nie. nie. Nie mogłam sobie pozwolić na żadne miłosne...
Ponownie odwróciłam głowę. Nie darowałabym sobie , gdybym w tej chwili tego nie powiedziała.
-Damonie... Wiesz? Odkąd uratowałam Ci życie i ze wzajemnością... nie potrafię się Ciebie tak po prostu bać, rozumiesz? Chyba, że właśnie w tej chwili rzucisz się na mnie. - mruknęłam. Stałam do niego plecami i wiedziałam, że jestem bezpieczna.
-Po ostatnich wydarzeniach moje uczucia wobec Ciebie gwałtownie się zmieniły... Na lepsze. - mruknął wampir, a ja w tym momencie zbliżyłam się do niego. Wspięłam się na palce i lekko musnęłam jego usta swoimi. Były ciepłe i niezwykle słodkie. W ułamku sekundy odsunęłam się od niego i spuściłam wzrok.
-Powinieneś... już iść. - powiedziałam stanowczo i odetchnęłam głęboko. Zanim zdążyłam się obejrzeć - zniknął. Ot tak. Sam fakt niezwykle mnie ucieszył.
 Eleno, zwariowałaś... postradałaś zmysły, skarciłam się w myślach i odgarnęłam włosy z twarzy. Opadłam na łóżku i mimowolnie kąciki ust powędrowały ku górze. Dotknęłam swoich warg opuszkiem palca i uśmiechnęłam się mimowolnie. Coś mi podpowiedziało, bym podeszła do okna i to właśnie zrobiłam. Na dole ujrzałam... no właśnie. Zbiegłam na dół po drewnianych schodach.
-Eleno, gdzie ty u licha wychodzisz o tej porze? - spytał Jeremy i uniósł brew ku górze. Odchrząknęłam i posłałam bratu tajemnicze spojrzenie.
-Ja... zaraz wracam - rzuciłam i wyszłam z domu, narzucając na siebie sweter.

Stałam na schodach jak głupia, wpatrując się w Damona. Nie widziałam w nim już żadnego krwiopijcy, tylko przystojnego mężczyznę, lustrującego moją skromną osobę swoim przeszywającym wzrokiem.

DAMON
W dziewczynie kotłowało się wiele emocji i ja to dokładnie dostrzegałem, zwłaszcza z takiej odległości, kiedy to nasze twarze dzieliło kilka marnych centymetrów. Patrzyłem prosto w jej oczy, ale nie mogłem się powstrzymać od urywkowych spojrzeń na jej usta. Elena delikatnym ruchem zdjęła moje dłonie ze swoich policzków i w tym właśnie momencie pomyślałem, że to koniec tej magicznej chwili, aczkolwiek jej kolejne działania sprostowały to. Słowa, które wypowiedziała zabrzmiały w mojej głowie i spowodowały, że kąciki moich ust niepowstrzymanie podążyły ku górze.
A to, co po chwili zrobiła, sprawiło, że skamieniałem. Stałem jak posąg, nawet nie mrugając oczyma. A dokładniej... Jej wargi, nienaturalnie słodkie i ciepłe, musnęły moje, przez co po całym moim ciele przebiegł przyjemny dreszcz. Kiedy oddaliła się ode mnie, resztkami samokontroli opanowałem się, by się na nią nie rzucić. Miałem ochotę na więcej i wcale nie chodziło o wampirze pożądanie ludzkiej krwi. Pragnąłem jej jako mężczyzna; jako ktoś, komu spodobała się dziewczyna. Przez ułamek sekundy pomyślałem nawet, że czuję się ponownie jak człowiek, jednak ta myśl wyleciała z mojej głowy szybciej, niż zdążyłem się nad nią poważniej zastanowić. Zdałem sobie sprawę, że patrzę na Elenę łapczywie, jak drapieżnik na ofiarę, więc szybko odwróciłem wzrok i oddaliłem się o kilka kroków w tył.
-Tak, masz rację... Nie powinno mnie tutaj być. - wyszeptałem i natychmiastowo wyskoczyłem przez okno, lekko lądując na ziemi. Już miałem odbiec z tego miejsca, jak najdalej od dziewczyny, kiedy coś mnie zatrzymało. Coś, co znajdowało się głęboko wewnątrz mnie. Stałem jak idiota na środku trawnika, a kończyny odmawiały mi jakiegokolwiek posłuszeństwa. Czułem, że jeżeli teraz bym odszedł, to już bym nie wrócił, uciekłbym z tego miasta i podążył jak najdalej stąd, a tego nie chciałem, chociaż wiedziałem, że powinienem tak postąpić. Ale bałem się, że Elenie mogłoby się coś stać, że ktoś mógłby ją zranić, dlatego też musiałem jej pilnować. Przymknąłem na chwilę oczy i jakby od niechcenia wsłuchałem się w głosy wewnątrz domu. Dziewczyna chciała wyjść...

Po chwili Elena stanęła naprzeciwko mnie, a drzwi zamknęły się za nią z lekkim trzaskiem.
-Nie powinnaś wychodzić, Eleno. - powiedziałem i pokiwałem głową na potwierdzenie swoich słów. Uważnie obserwowałem jej każdy, nawet najdrobniejszy ruch. Była tak łudząco podobna do Katherine... Ale uwielbiałem w niej to, że nią nie była.

Ciemne włosy okalające jej drobną twarz dodawały jej urody i uroku, a drobne ciało aż prosiło się, by je przytulić i obronić. Wygląd nie miał tu większego znaczenia. Oczarowała mnie swoim charakterem.
-Właściwie to mnie nie powinno tutaj być. Nie powinnaś mnie znać. - starałem się, aby Elena nie zauważyła jak dużo znaczyło dla mnie wypowiedzenie tych słów. Miałem ochotę wykrzyczeć wszystko, co czuję.

-Czekaj! - wyrwało się Elenie.
-Żegnaj. - mruknąłem i odwróciłem się na pięcie, jednak zanim zrobiłem pięć kroków w przód, stanąłem i dodałem:
-Nie, nie potrafię... Jutro najprawdopodobniej będę tego żałował, ale... - nie dokończyłem, tylko zmaterializowałem się obok Eleny i wziąłem ją w swoje ramiona. Powoli zbliżyłem swoją twarz do jej i połączyłem nasze usta czułym i delikatnym pocałunkiem. Położyłem rękę na jej drobnych plecach i lekko przycisnąłem ją do siebie, jakbym chciał, by nasze ciała się połączyły i stworzyły jedność. Miała takie subtelne i wykwintne wargi, że za każdym razem, gdy ich dotykałem, po moim ciele przechodził dreszcz rozkoszy.
Po chwili pozwoliłem sobie na nieco więcej namiętności. Zacząłem całować ją jak kochanek kochankę, jak chłopak zakochany w swojej dziewczynie... Mógłbym zatracić się na zawsze w tej romantycznej chwili. Zacząłem gładzić dłońmi całe jej ciało, jednak nie byłem agresywny - dawałem jej wybór, w każdym momencie mogła przestać. Docisnąłem ją do ściany domu. Lekko przejechałem językiem po jej dolnej wardze, po czym przerwałem pocałunek z cichym westchnieniem i wymruczałem cicho jej imię.
Ponownie złączyłem nasze usta, a także języki dzikim 'tańcem'. Złapałem ją w pasie i szybkim ruchem wskoczyłem na parapet i wkroczyłem do jej pokoju. Lekko popchnąłem ją na łóżko, nie przerywając pocałunku. Moje ręce błądziły po jej ciele...
Po chwili poczułem, jak pragnienie pali moje gardło, więc z ostrożności przestałem ją całować, a z moich ust poleciał wianuszek przekleństw.
-Wybacz, nie mogę... - usiadłem na brzegu łóżka i ukryłem swoją twarz w dłoniach. Zmieniała się, rysy mi tężały, oczy czerwieniały, kły rosły w nienaturalnie szybkim tempem. Zmieniałem się w potwora, a najgorsze było to, że miałem ochotę rzucić się na Elenę i wyssać z niej całą krew.

ELENA
To co mi powiedział... nie mogłam pozwolić mu odejść tak po prostu. Nie teraz. Zależało mi na nim, choć zdawałam sobie sprawę z tego, iż nie powinnam się w jakikolwiek sposób przywiązywać do tego mężczyzny. Chciałam coś powiedzieć, wykrzyczeć mu w twarz, jak bardzo chcę, aby został, aczkolwiek słowa utknęły gdzieś w gardle. Zawiązała się na nim niewidzialna nić. Może właśnie tak powinno być? To przecież cisza jest największym skarbem.
Przełknęłam głośno ślinę i kiedy już chciałam zaprotestować, zjawił się obok. Wilgotne wargi musnęły moje, aby już po chwili zatracić się w namiętnym pocałunku. Wplotłam ręce w jego kruczoczarne włosy i przywarłam ciałem do wampira. Eleno, co ty wyprawiasz! krzyczałam w myślach i nawet nie przejęłam się tym, że Damon to słyszał. To było coś, czego nie mogłam w żaden sposób powstrzymać. Poczułam chłodną ścianę za plecami i lekko się niej podtrzymałam. Zatopiłam się w jego błękitnych tęczówkach i w ułamku sekundy poczułam, jak napiera na mnie ciałem. Całowałam go z pożądaniem, pieszcząc językiem jego podniebienie. Poczułam, jak tracę grunt pod nogami i w tym samym momencie leżeliśmy już na łóżku, jakby świat się nie liczył.
Ale... Wszystko co dobre, kiedyś musi dobiec końca. Damon stał się nieco zbyt brutalny. Poczułam silny uścisk na swoim brzuchu, a pocałunki nie były już wcale tak subtelne i delikatne.
-Damon..? - szepnęłam i lekko odepchnęłam go od siebie. Ten posłusznie usiadł na krawędzi łóżka. Uczyniłam to samo, siadając obok. Widząc jego twarz... w gruncie rzeczy nie przeraziłam się. Ujęłam jego dłonie i zmusiłam, aby na mnie spojrzał.
-Walcz z tym. - powiedziałam półszeptem, nie spuszczając wzroku z przekrwionych oczu wampira i popękanych policzków.
-Walcz, Damonie!
Kiedy już wydawało mi się, że osiągnęłam swój cel, w ułamku sekundy poczułam żelazny uścisk na nadgarstkach i znalazłam się pod ścianą. Moje serce zaczęło bić nienaturalnie szybko, a oddech przyśpieszył.
Robisz mi krzywdę, puść mnie! - wrzasnęłam w myślach. Dłoni praktycznie już nie czułam, co dawało tylko uporczywe mrowienie. Nie wiedziałam, co mam teraz zrobić. Wydawał się w ogóle mnie nie słuchać, a jego usta w szybkim tempie zbliżały się do mojej szyi. Zacisnęłam powieki i poczułam, jak jeszcze bardziej przywierałam do zimnej ściany. Zagryzłam dolną wargę. Miałam tylko nadzieję, że Jeremy nie będzie świadkiem tego fatalnego zdarzenia. Damon... krzywdzisz mnie. - powtórzyłam z nutką nadziei, że w końcu przezwycięży pragnienie. W ułamku sekundy strach mnie sparaliżował, bo kiedy wydawać by się mogło, że zatopi kły w mojej miękkiej skórze, tak się nie stało. Opadłam na podłogę, rozcierając nadgarstki. Potworne mrowienie ogarnęło całe moje ręce. Zacisnęłam zęby, aby nie wydać z siebie żałosnego krzyku rozpaczy. Uniosłam głowę. Stał przede mną, wyraźnie przerażony. Odetchnęłam głęboko, wstałam, podtrzymując się ściany. Było mi niedobrze, a mój żołądek zdawał się fikać koziołki. Zlustrowałam wzrokiem jego twarz i bezwładnie na niego poleciałam, tracąc przytomność. Te wszystkie feralne zdarzenia, zebrane w całość... Mój organizm tego nie wytrzymał, zemdlałam. Potem już tylko ciemność ogarnęła mój umysł. Wdarła się do niego siłą i nie chciała ustąpić.

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział - kiedy następny? Pisz, bo masz wielki talent, a twój blog jest super !!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam Cię... idę założyć twój fun club na facebooku ;)Czekam na nn
    xoxo
    El

    OdpowiedzUsuń