DAMON
Przez setki lat, które przeżyłem, nie nauczyłem się wystarczającej
samokontroli. Całe moje ciało wydało mi się dziwnie gibkie i lekkie, powoli
traciłem nad nim panowanie. Mój umysł zalewała fala pragnienia, a fakt, że
Elena znajdowała się tak blisko mnie, wcale mi nie pomagał. Jej słowa docierały
do mnie jakby zza grubego, potężnego muru. Nie mogłem się opanować. Walczyłem
sam ze sobą, ze swoją naturą, ze swoim prawdziwym obliczem i najwidoczniej
przegrywałem w tej walce. Z mojego gardła wydarł się gardłowy warkot. Pierwszy
raz poczułem, że jestem słaby. Siły, które dawała mi krew były czymś zupełnie
odmiennym od tego, co siedziało we mnie. Prawdziwie silny człowiek, to ten,
który potrafi zwyciężyć z pokusą, ten, który walczył o to, by być silnym
wewnętrznie. Ja tego nie potrafiłem, więc nawet nie zauważyłem, kiedy
przycisnąłem Elenę do ściany, kurczowo trzymając ją za nadgarstki. Wyszczerzyłem
zęby, czując jak rosną mi kły. Ledwo widziałem, krew zalała moje oczy,
oddychałem niczym dziki zwierz... Zbliżyłem swoją zniekształconą twarz do jej
szyi i już miałem ugryźć żyłę Eleny, gdy w głowie zabrzmiały mi jej słowa.
Krzywdziłem ją. Natychmiastowo puściłem jej nadgarstki, a dłonie zacisnąłem w
pięści. Cofnąłem się od niej o kilka kroków i utkwiłem w niej swoje spojrzenie.
Uspokoiłem się, lecz moja twarz wciąż pozostawała bez zmian. Może to i dobrze,
chciałem, żeby zaczęła się mnie bać.
Taki naprawdę jestem. - pomyślałem gorzko i już miałem odejść,
kiedy Elena wstała, lecz nie utrzymała się na nogach i poleciała wprost w moje
ramiona. Wizja, że ją zabijam zadziałała - nie miałem teraz ochoty na jej krew.
Nie mogłem jej skrzywdzić, przecież chciałem ją uratować... Spokojnie
odetchnąłem i odłożyłem Elenę delikatnie na łóżko. Przykryłem ją kołdrą, a
następnie delikatnie pogłaskałem po policzku. Uśmiechnąłem się jakby sam do
siebie i opuściłem jej dom, kierując się w stronę nocnego pubu
ELENA
Obudziłam się z lekką dolegliwością w okolicach czaszki.
Rozejrzałam się po całym pomieszczeniu. Mój własny pokój. O mój Boże... To, co
wczoraj się wydarzyło... nie powinno mieć miejsca, jednakże ja już mu
wybaczyłam. Zdumiewające, prawda? Zdałam sobię sprawę, że naprawdę niewiele
brakowało, a już dzisiaj bym nie żyła. On był wampirem, ja marnym człowiekiem…
Ale potrzebowałam go.
Szybko i zwinnie zeskoczyłam ze swojego miejsca usadowienia
i mimowolnie mój wzrok powędrował na dłonie. Wydawały się być całkiem w
porządku, nie licząc kilku fioletowych siniaków. Uniosłam brew ku górze i skierowałam
się w stronę schodów.
Zeszłam na dół, a widok w kuchni był codziennością: Alaric z
kubkiem gorącej kawy i czytający gazetę Jeremy. Uśmiechnęłam się blado.
-Coś się stało? – zapytał ten starszy. Otworzyłam usta, by
coś powiedzieć, lecz natychmiast je zamknęłam. Gdybym miała opowiedzieć, co się
wydarzyło w ciągu ostatnich kilku dni, nikt by mi nie uwierzył. Pokręciłam
przecząco głową.
-Jestem chyba przemęczona. – mruknęłam i podeszłam do
lodówki. Wyciągnęłam z niej mleko, które po chwili wlałam do szklanki.
-Może lepiej nie idź dzisiaj do szkoły? Jakoś cię
usprawiedliwię. Naprawdę nie wyglądasz najlepiej… - powiedział Alaric. Jego
wzrok przeszywał moje ciało na wskroś, przez co czułam się bardzo
niekomfortowo. Pospiesznie skierowałam się w kierunku schodów.
-Dzięki Ric. – krzyknęłam przez ramię i wbiegłam na górę. Przetrząsnęłam
szafę w poszukiwaniu ubrań. Rozczesałam lśniące czekoladowe włosy, przebrałam
się i wyjęłam z torby swoją starą komórkę. Wrzuciłam ją do kieszeni.
(...)
Pensjonat braci był
bardzo pokaźnych rozmiarów. Poczułam nagły przypływ gorąca, które uderzyło o
moje policzki. Wzięłam kilka wdechów i skierowałam się w stronę ganku, który
musiałam pokonać, aby dostać się do wejścia.
DAMON
Stefano chodził po pokoju, a jego mina wskazywała, że jest
na mnie wściekły. Upiłem sporego łyka wina prosto z butelki i niemal krzyknąłem
w jego kierunku:
-Chodź do nas, na
pewno któraś z dziewczyn poleci na Ciebie. Też powinieneś się rozerwać! -
zaśmiałem się, dopijając czerwony trunek. Byłem już nieźle wstawiony, w głowie
mi się mieszało, a w nogach i rękach czułem przyjemne mrowienie.
-Jesteś okropny i
brzydzę się Tobą, wiesz? - warknął, zatrzymując się. Wbił we mnie swoje
zezłoszczone, zielone oczy i już chciał coś dodać, gdy do naszych uszu trafił
dźwięk dzwonka.
-Jakby co, nie ma
mnie. Chociaż i tak raczej nikt nie będzie chciał mnie odwiedzić. - mruknąłem
wesoło i ruszyłem w kierunku swojej sypialni. Zmieniła się ona nie do poznania:
po kątach walały się butelki piwa, rumu, whisky i wina, fotele były
poprzewracane, a poduszki opróżnione z piór. Kilka książek leżało tam, gdzie
nie powinno, a kołdra rzucona była niedbale na trzy nagie dziewczyny, które
zaczęły chichotać, kiedy tylko wszedłem do pokoju. Jeszcze jedna, najwyraźniej
najstarsza, bo miała niezłą figurę, tańczyła na środku łóżka. Ubrana była tylko
w czarny stanik i czerwone stringi. Podgłośniłem nieco muzykę i zbliżyłem się
do niej. Lekko ją pocałowałem, a po chwili wbiłem kły w jej szyję. Wypiłem
tylko trochę krwi, wytarłem usta i rozsiadłem się wygodnie w fotelu. Jedna z
nagich dziewczyn, opatuliła się moją koszulą i podeszła do mnie, by usiąść na
moim kolanie. Pogładziłem ją dłonią po plecach i oparłem głowę o fotel,
wpatrując się w sufit. Mimo, iż to nie był dobry sposób na odreagowanie, tak
się relaksowałem, chociaż wiedziałem, że gdyby tylko Elena się o tym
dowiedziała, znienawidziłaby mnie. A może to i dobrze? (...)
ELENA
Zadzwoniłam do drzwi, a po dosłownie kilku sekundach
ujrzałam przed sobą młodszego Salvatore’a.
-Cześć... - mruknął
niepewnie i złożył ręce na piersi.
-Damona nie ma. - powiedział pewnie i stanowczo. Wiedziałam,
że kłamie. Damon musiał tu być. Czułam to. Nie zważyłam na jego słowa i
przekroczyłam próg domu, od razu kierując się stronę sypialni starszego z braci.
Otworzyłam z impetem drzwi.
-Stefano... A jednak
się zdecydowałeś przyjść? Dobrze... Wybierz sobie jedną i się zrelaksuj. –
powiedział wampir. Nie wiedziałam o co chodzi, lecz gdy tylko się rozejrzałam… Widok
przerósł moje najśmielsze oczekiwania.
-Elena! - wyrwało mu się, a rumieniec oblał jego policzki.
Siedział bez koszulki i w spodniach z odpiętym rozporkiem. Domyśliłam się, co
mógł robić.
-Nie mogłem jej
zatrzymać. - krzyknął Stefano z drugiego pokoju. W pokoju rozniósł się cichy
głos Damona, przepełniony przekleństwami, których nawet nie znałam.
-Nie będziecie
pamiętać nic z tego wieczoru. Wrócicie do domu i położycie się spać. – mruknął brunet,
a dziewczyny pokiwały głowami. Rozchyliłam lekko wargi patrząc, jak półnagie
dziewczyny wychodzą z sypialni, miotając moją skromną osobę złośliwie wzrokiem.
Damon w końcu na mnie spojrzał. Sama nie wiedziałam, co teraz czułam. Byłam…
zagubiona i skrzywdzona.
-Jesteś zawiedziona?
Przykro mi. Jestem draniem. Taka moja natura. – szepnął i wziął do ręki butelkę
whisky. Jak gdyby nigdy nic rzucił się na łóżko, nie zważając na to, że
wszystko dookoła pooblewał trunkiem,. Był pijany i zdawało mi się, że nic się
dla niego nie liczyło. Jakby skrył się pod powłoką obojętności, chociaż jeszcze
niedawno całował mnie z taką pasją i zaangażowaniem, że byłam pewna, że coś do
mnie czuje. Ale cóż… Był nieprzewidywalny.
Odetchnęłam głośno, powoli podchodząc do mężczyzny. Słowa,
które wypowiedział, uderzyły w moją podświadomość ze zdwojoną siłą. Poczułam,
jak miliony igiełek wbija mi się w serce. Czyżbym była jego kolejną zabawką? A
to wszystko to jakiś pieprzony teatrzyk, w którym grałam główną rolę zakochanej
Juli? Przedstawienie zakończyło się właśnie z przemijającą chwilą. Zlustrowałam
wzrokiem nagi tors wampira i uniosłam brew ku górze. Skrzyżowałam ręce na
piersiach i przemówiłam, stając naprzeciwko łóżka.
- Nie, Damonie, nie
jesteś taki. Zależy mi na tobie. Pokazałeś mi swoje dobre strony… Wiem, że nie
powinnam była tu przychodzić, ale zrozum, to nie jest takie proste. Wmawiaj mi
dalej, że nic nie rozumiem, wykrzycz mi to w twarz. Ja nie odejdę. I nie
pozwolę Ci odejść. - szepnęłam i bardzo powoli usiadłam na krawędzi miejsca
legowiska Damona. Uzmysłowiłam sobie, że nie łatwo będzie osiągnąć kompromis. Ciężki
orzech do zgryzienia, jednakże ja musiałam do niego dotrzeć. Ponownie stał się
tym samym, bezdusznym potworem, którego poznałam w momencie wypadku. Zabawa,
sex, alkohol. Czołówka. Tak bardzo pragnęłam pokazać mu swój świat i wprowadzić
go do niego. Chciałam za wszelką cenę sprawić, aby stał się kimś innym. W
gruncie rzeczy, w pewnym momencie myślałam, że mi się udało. Myliłam się, czego
dowodem było to, co zastałam przychodząc tu. W ułamku sekundy uświadomiłam
sobie, że tak naprawdę ja nic dla niego nie znaczyłam, nie znaczę ani nie będę
znaczyć. Wstałam i skierowałam się do wyjścia. Zeszłam po drewnianych schodach
i minęłam w salonie Stefano, popijającego beztrosko czerwoną maź. Posłałam mu blady uśmiech, znikając w
drzwiach.
Skierowałam się w stronę jeziorka, które znajdowało się w
środku lasu. Usiadłam na drewnianym mostku i poczułam, jak po rumianych
policzkach zaczęły ściekać łzy. Wilgotne strużki zaczęły tworzyć się na mojej
twarzy, a słona woda pomieszana z tuszem wcale nie dodawała mi uroku. Wychyliłam
się nieznacznie, aby móc spojrzeć na swoje rozmazane odbicie na powierzchni
wody. Dostrzegłam w nim zupełnie inną, smutną dziewczynę, pozbawioną
jakichkolwiek nadziei na lepsze jutro. Beznamiętny, pusty wzrok i złamane
serce. Cicho chlipnęłam, opierając się o drewniane wykończenie mostu.
Spojrzałam w dal, podciągając kolana pod podbródek.
W ułamku sekundy niebo pokryły gęste chmury, zerwał się
porywisty wiatr, który praktycznie kładł korony drzew. Raptownie spadł gęsty
deszcz. Krople wody perfidnie obijały się o moją sylwetkę. Miałam złudne
wrażenie, że pogoda doskonale odzwierciedla mój obecny stan. Byłam przybita.
Wstałam, chwiejnym ruchem ruszyłam w kierunku miasta.
Zaraz. Nie.. Ja już mijałam to drzewo? A ten kamień wygląda
znajomo. Uniosłam brew ku górze i rozejrzałam się dookoła. Czyżbym zbłądziła?
Przystanęłam, zastanawiając się nad swoim kolejnym ruchem. Wydawać by się
mogło, że znam owy las na wylot, jednakże, jak się okazało, było zupełnie
inaczej. Moje serce zaczęło bić znacznie szybciej. Wskoczyłam pod jedno z
drzew, aby w dalszym ciągu nie moknąć i oparłam się o jego korę. Przypomniałam
sobie o telefonie, który wrzuciłam wcześniej do kieszenii. Wyjęłam go i kiedy
już chciałam nacisnąć zieloną słuchawkę, na ekranie wyświetliło się krótkie
'bateria w pełni rozładowana' i nastała ciemność.
- Super, Królowo wszystkich pechów świata. Jesteś genialna.
A wiesz w czym? W pakowaniu się w kłopoty. - mruknęłam sama do siebie i jeszcze
bardziej narzuciłam na ramiona czarny sweter, który dostałam od mamy, kiedy
jeszcze żyła. Co mi da bezczynne stanie i czekanie na cud? No właśnie.
Poczekałam, aż ulewa nieco ucichnie, a tak się niestety nie stało. Spadł
jeszcze intensywniejszy deszcz, co sprawiło, że przywarłam plecami do całego
pnia starego dębu. Osunęłam się po nim, siadając na błocie, które zdążyło już
powstać z pomieszanej ziemi i wody. Po moich policzkach znów spłynęły łzy. Nie
chciałam się kontaktować z Damonem, chciałam jak najszybciej zapomnieć o jego
istnieniu.
Jakieś dwie godziny później pozostała już tylko mżawka, więc
z trudem odsunęłam się od drzewa i powędrowałam przed siebie. Miałam wrażenie,
że krążę w kółko wciąż tą samą drogą.
Tymczasem Stefano wyszedł z pensjonatu i skierował się do
lasu. Był głodny, a do tego bał się, że jeżeli teraz się nie napoi, zaatakuje
jakiegoś człowieka. A tak bardzo tego nie chciał... Pragnął być normalny,
chociaż wiedział, że już nigdy nie będzie to do końca możliwe. Ale starał się
ze wszystkich sił, swoje wampirze życie poświęcił na walkę ze swoją naturą.
Udawało mu się, robił naprawdę duże i znaczące postępy.
Kiedy wkroczył do lasu objęła go niesamowita cisza, dobiegał
go tylko cichy szelest liści na koronach drzew. Mrok i spokój panujący między
tysiącami krzaków doprowadzał do odprężenia. Liście, które przez wiatr spadły
na runo leśne, błyszczały się delikatnie przez maleńkie kropelki rosy. Stefano
odetchnął; w powietrzu unosił się przyjemny zapach lasu, tak dobrze mu znajomy.
Lecz nie przyszedł tu po to, by podziwiać uroki natury. Wytężył wzrok i zaczął
nasłuchiwać. Po jakichś kilkunastu sekundach usłyszał drobne stupanie łapkami
gdzieś na prawo od niego. Zaczaił się za jakiś drzewem, wypatrując swojej
ofiary. Zobaczył ją. Szaro-bury zajączek jadł właśnie małego liścia. Stefano
złapał głęboki wdech i podbiegł do zwierzęcia, po czym złapał je w swoje
dłonie, skręcił mu kark i wbił kły w jego żyłę. Kiedy skończył, odrzucił martwe
ciało gdzieś na bok, przetarł usta i zaczął swoją procedurę od początku, bo
wiedział, że jednym zającem nie napoi się do syta. Tym razem poszukiwania
potrwały nieco dłużej. Zaczął padać deszcz, głucho odbijając się od jego ciała
i ziemi. Usłyszał jakiś ruch na lewo. Po krwi zwierzęcej nie miał oczywiście
tyle sił, co po ludzkiej, aczkolwiek czuł, że energia rozpiera go od środka.
Tym razem się nie przyczajał, tylko od razu rzucił się w kierunku ofiary.
Złapał ją za gardło w furii, lecz po chwili ją puścił i niemal krzyknął:
-Elena?! Co Ty tu
robisz? Las nie jest zbyt bezpiecznym miejscem dla Ciebie, zwłaszcza w takich
okolicznościach, jakie zaistniały!
Na jego twarzy
malował się gniew, lecz momentalnie zniknął, kiedy zobaczył, że dziewczyna jest
cała przemoczona. Zdjął swoją kurtkę i zarzucił jej na ramiona.
-Nie bądź zła na
Damona. On... Już tak ma. Uważa, że to co robi to nic złego. - mruknął Stefano,
popychając dziewczynę pod jakieś drzewo. Podrapał się po głowie i dodał:
-Poza tym widzę, że
mu na Tobie zależy. - uśmiechnął się delikatnie i zaczął lustrować spojrzeniem
postać Eleny. On także miał sentyment, co do jej urody.
-Chodź, zaprowadzę
Cię do... - Stefano zaczął, jednak nie zdążył skończyć, bo jakaś wielka,
muskularna postać wyskoczyła zza jakiegoś wielkiego dębu w stronę Eleny. Bez
zastanowienia chłopak zastawił mu drogę, przez co mężczyzna z impetem uderzył
go w brzuch. Stefano odleciał do tyłu, popychając Elenę, która straciła
równowagę i upadła, uderzając głową o ostro zakończony kamień. Młodszy
Salvatore zaczął walczyć, ale był jednak słabszy, więc nieznajomy bez problemu
go obezwładnił, wbił kilka drobnych patyków w jego ręce i nogi, by nie miał
możliwości ucieczki, przerzucił go przez ramię i warknął do dziewczyny:
-Przekaż Damonowi
wiadomość: jeżeli chce, żeby jego braciszek przeżył, to niech przyjdzie dzisiaj
o północy pod ruiny starego kościółka. - po czym zniknął z jęczącym z bólu
Stefano.
OMG !Kocham tego bloga. Oficjalnie został moim ulubionym!Twoi historia jest naprawdę Rewelacyjna.Damon jest Damonem ! Co mnie bardzo ucieszyło bo w nie których blogach robią z niego makabryczną imitację Stefana !Tak czy siak Naprawdę masz talent do pisania.Wiec , że na pewno będę reklamować twojego bloga bo widać , że dajesz z siebie sto procent pisząc go.Zapraszam na mojego bloga:
OdpowiedzUsuńhttp://last-drop-of-blood.blogspot.com/
PS.Wesołych świąt i udanej weny twórczej :*
Pozdrawiam ;)