niedziela, 6 stycznia 2013

ROZDZIAŁ 7

ELENA
W ułamku sekundy zaczęło brakować mi powietrza. Uzmysłowiłam sobie, ze tracę grunt pod nogami i ktoś z nadludzka siłą usiłuje zaprezentować swoją moc. Kątem oka zauważyłam młodszego brata Damona, który kiedy tylko zauważył, kim jest jego niedoszła ofiara, puścił mnie. Opadłam na ziemię, łapczywie łapiąc powietrze. Każdy jego łyk napawał mnie przeogromnym szczęściem w zaistniałej sytuacji. Powoli wstałam, nie przestając lustrować wzrokiem jego twarzy.
 - Miłe powitanie.. - mruknęłam i obserwowałam, jak Stefano zdejmuje swoją kurtkę i zarzuca mi na ramiona. Nie protestowałam. Przemokłam do suchej nitki. Posłałam mu blady uśmiech i wysłuchawszy jego słów, cofnęłam się nieznacznie tak, aby deszcz nie mógł mnie już dosięgnąć. Jego słowa były tak banalnie niedorzeczne… Przestałam wierzyć w to, że Damon potrafi coś czuć. W pierwszej chwili chciałam zaśmiać się Stefanowi w twarz, jednakże tego nie uczyniłam. Rozważyłam wszystko, co miał mi do powiedzenia i kiedy rozchyliłam wargi, chcąc coś powiedzieć, nie zdążyłam. Cholera, ile wampirów grasuje po tutejszej okolicy? Z trudem zarejestrowałam zbliżającego się mężczyznę, który z całą pewnością biegł idealnie w moim kierunku. Nie miałam nawet szansy odskoczyć. Zamknęłam oczy i…właśnie w tym momencie straciłam równowagę i z impetem uderzyłam o ziemię. Niefortunnie, gdyż ostry ból w okolicach całej czaszki był nie do zniesienia. Zaskomlałam cichutko i złapałam się za feralne miejsce uderzenia. Na swoich dłoniach dostrzegłam dużą ilość krwi. Przeraziłam się, aczkolwiek nie usiłowałam wstawać, gdyż wiedziałam, że gdybym tylko się ruszyła, wampir rzuciłby się na mnie. Z bólem serca obserwowałam, jak biedny Stefano wije się, kurczowo wyrywając się temu potworowi.
 -Stefano! - krzyknęłam i przełknęłam głośno ślinę, gdyż wzrok oprawcy został wycelowany w moją osobę. Zamilkłam i wysłuchawszy jego słów, skinęłam głową. Znikli z pola mojego widzenia tak szybko, zanim zdążyłam uzmysłowić sobie, co tak naprawdę się przed chwilą stało. Przyłożyłam dłoń do ust i wysłałam krótką wiadomość 'umysłową' do Damona mając nadzieję, że zjawi się tu lada moment.

DAMON
Nie wiem, jak długo leżałem, jednak kiedy otworzyłem oczy, byłem już całkowicie trzeźwy. Rozejrzałem się po pokoju i niemal krzyknąłem z rozpaczy. Wyglądał jak pobojowisko po jakiejś wyjątkowo ostrej bitwie. Powoli wstałem z łóżka, starając się nie myśleć o tym, co wydarzyło się całkiem niedawno. Już chciałem zabrać się za sprzątanie, kiedy poczułem lekkie ukłucie w okolicach skroni i przepływ myśli Eleny. Były niewyraźne, najwidoczniej próbowała ona zamknąć przede mną swój umysł, jednak ja byłem silniejszy. Przebiłem się przez jej ochronę i kiedy zamknąłem oczy, zacząłem widzieć różne obrazy. Stefano, wampir, Elena... Musiałem im pomóc! Świetnie, kolejny problem. Zapiąłem rozporek i założyłem na siebie czarny t-shirt i skórzaną kurtkę, po czym wybiegłem z pensjonatu, jakby wystrzelony z armaty. Poszukiwanie Eleny nie zajęło mi dużo czasu. Po dosłownie kilku minutach ujrzałem ją, leżącą na ziemi z ogromną raną na głowie.
 -Cholera. - wyrwało mi się, jednak podszedłem do niej i spojrzałem na nią z troską.
 -Nic Ci nie jest? - spytałem, kucając koło niej. Starałem się nie patrzeć na jej głowę, lecz zapach unoszący się koło mnie, działał na mnie niczym heroina na narkomana. Rysy twarzy mi się zmieniały, a ja powoli oddawałem się pragnieniu...
 NIE! Nie tym razem.
 Walczyłem wściekle sam ze sobą. I... wygrałem. Chociaż czułem, że krew zalewa moje oczy, to panowałem nad każdym swoim ruchem.
 -Eleno...? Wybacz mi! Jestem kompletnym idiotą! - wyrwało mi się rozpaczliwie. Zacisnąłem zęby, czując jak oczy stają mi się wilgotne.
 -Ale wiesz dlaczego się tak zachowuję? Bo mi cholernie na Tobie zależy i nie panuję nad swoimi uczuciami wobec Ciebie. - wyszeptałem, czując jak pierwsza łza spływa mi po policzku. Tego się nie spodziewałem. Przypływu takiego przyjemnego ciepła, rozlewającego się po całym moim ciele. Elena była nieporuszona, lecz chwilę potem w jej oczach również pojawiły się łzy.
-Nic mi nie jest, przeżyję… - szepnęła i położyła mi rękę na policzku. Uśmiechnąłem się delikatnie i pomogłem jej wstać.
 -Ja... byłam tu, aby wszystko sobie przemyśleć. W pewnym momencie zbłądziłam i gdyby nie twój brat, dalej krążyłabym bez celu po lesie. Ale kiedy tylko się zjawił i chciał zaprowadzić do domu, zaatakował go obcy wampir. Skrzywdził go... - zawiesiła głos i odwróciła głowę tak, bym nie mógł spojrzeć jej w oczy. Trzymałem ją w mocnym uścisku,k gdyż bałem się, że zaraz upadnie. Odetchnęła i kontynuowała:
-Kazał mi przekazać, że jeśli chcesz, aby przeżył, musisz być dziś o północy koło ruin starego kościoła.
Ogarnął mnie gniew. Ostatnimi czasy wciąż pakujemy się w kłopoty. Zaczynało mnie to naprawdę irytować. Elena zdjęła z ramion przemoczoną kurtkę mojego brata, a ja spojrzałem na nią z bólem. Westchnąłem i spojrzałam na twarz dziewczyny. Malowało się na niej wiele emocji, niekoniecznie pozytywnych. (…)
Znajdowaliśmy się w salonie, jeżeli tak można było nazwać ten pokój. W każdym razie tutaj spędzałem większość swojego czasu. Było w nim jedno wielkie okno, wychodzące na podwórze, z kratą, na której szczeblach wisiała pajęczyna ozdobiona drobinkami kurzu. W pokoju było jednak ciemno przez ćwierćwiekowa firankę, niegdyś zieloną, obecnie wypłowiałą z tęsknoty za słońcem. Pod oknem stał czarny stół obity siwym suknem. Na nim wielka czarna księga i kilka świec. Wąska kanapka obita skórą, dwa drewniane krzesła i duża szafa ciemnowiśniowej barwy stanowiły umeblowanie pokoju, który ze względu na swoją długość i panujący w nim mrok zdawał się być podobniejszym do grobu, aniżeli do mieszkania. Siedziałem na kanapie, gorączkowo rozcierając sobie czoło.
-Czy… czy to całe porwanie Stefano ma związek z moją osobą? – usłyszałem cichy głos Eleny, która po chwili usiadła koło mnie. Spojrzałem na nią kątem oka.
 -Chodź tu do mnie... - mruknąłem, po czym złapałem ją i usadowiłem na swoich kolanach. Oparłem się czołem o jej ramię, a ręką zacząłem gładzić jej nogę. Naprawdę już nic mi nie brakowało do pełni szczęścia. Powstrzymywałem się od myślenia nad swoim pragnieniem, które rozsadzało moje gardło, a przychodziło mi to z coraz większą łatwością. Ująłem jej dłoń i przyłożyłem ją do swoich ust, ucałowując każdy koniuszek palca z osobna.
-Nie, z całą pewnością nie chodzi o Ciebie, Eleno. A nawet gdyby, to nie obwinniaj się o porwanie Stefano. - powiedziałem i cicho westchnąłem. Moje zachowanie nie było zgodne z moją naturą. Byłem potulny jak baranek, zapatrzony w kobietę, która poprzewracała mi w głowie.
 -Uratujemy go i to się liczy. - szepnąłem, po czym zmarszczyłem brwi.
-Nie, źle mówię. To JA go uratuję. Ty zostaniesz tutaj, w pensjonacie, gdzie będziesz całkowicie bezpieczna. - w moim głosie słychać było stanowczość, której ciężko było zaprzeczyć. Spojrzałem prosto w oczy Eleny i szepnąłem:
 -Rozumiesz? Nie zniósłbym faktu, gdyby coś Ci się stało.
-Pozwól mi z Tobą iść. Czuję się w jakiś sposób odpowiedzialna za to, co się stało... Proszę, Damonie, obiecuję, że... - nie dałem jaj skończyć. Posłałem jej krótki uśmiech, po czym zbliżyłem swoją twarz do jej i złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek. Z trudem się oderwałem, jednak o czymś sobie przypomniałem.
 -Mam coś dla Ciebie. - ostrożnie wstałem i podszedłem do komody w rogu pokoju. Wyjąłem klucz z kieszeni i otworzyłem nim jedną z szuflad. Sięgnąłem po pierścionek leżący pod stertami papierów. Podszedłem do Eleny i usiadłem obok niej na kanapie. 
 -Jest w nim werbena. Jeżeli będziesz go nosić, żaden wampir nie zamąci w Twojej głowie. - uśmiechnąłem się i wsunąłem pierścionek na drobny palec dziewczyny. Poczułem się, jakbym się właśnie jej oświadczył. (…)
Niebo okryte było milionami gwiazd i księżycem w kształcie rogala. Noc była wyjątkowo spokojna. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie unosząca się w powietrzu gęsta mgła. Wyjrzałem przez okno, a potem zerknąłem na zegarek.
 -23.45. Już czas. - założyłem na siebie kurtkę, po czym spojrzałem ostrym wzrokiem na Elenę.
 -Nigdzie nie idziesz, słyszysz? Będziesz tutaj na mnie czekać. Dam sobie radę sam. - powiedziałem głośno, przechylając głowę na bok. Zmarszczyłem brwi w geście zastanowienia.
 Nawet nie próbuj za mną iść... Potrafię być bardzo niemiły, kiedy jestem zły. - pomyślałem i uśmiechnąłem się ironicznie, podchodząc do drzwi wyjściowych. Rzuciłem Elenie ostatnie spojrzenie przez ramię i wyszedłem z pensjonatu, kierując się w stronę kościółka. Przybycie na miejsce zajęło mi kilka minut. Przystanąłem, widząc ruiny miejsca, w którym kiedyś zbierali się ludzie, by odprawiać modły Bogom. Teraz panowała tutaj mroczna i dosyć straszna atmosfera, a po dostojności tego budynku pozostały wspomnienia. Znalazłem schodki prowadzące do grobowców. Przystanąłem na chwilę na ich szczycie, jednak długo nie zwlekałem i zszedłem na dół. Otworzyłem drzwi prowadzące do jednej z krypt. Stanąłem murem i jedyne, co zdołałem zrobić, to wychrypieć słabym głosem:
-Katherine.

ELENA
Uzmysłowiłam sobie, że on wcale nie zmienił zdania. Musiałam tu zostać. Po jego wyjściu zaczęłam krążyć w kółko bezsensu po całym pokoju. Swoją drogą - wyglądał zupełnie inaczej, niż przytulny pokoik zwykłych śmiertelników. Ba! w niczym nie takowego przypominał. Akcenty starodawnego umeblowania rzucały się w oczy najbardziej. Podeszłam do okna i nie objęłam wzrokiem niczego innego, tylko krzewy, drzewa, ulica. Codzienny widok.
Próbowałam walczyć sama ze sobą, jednakże pokusa zwyciężyła. Podbiegłam do drzwi, w międzyczasie sprawdzając, która jest godzina. Wpół do pierwszej, niedobrze. Wybiegłam z pensjonatu, kierując się w stronę starego Kościółka.

DAMON
Gdybym musiał w tej chwili opisać ideał kobiety, zrobiłbym to bez najmniejszych problemów, widząc drobną postać stojącą przede mną. Katherine. Wzrorowałbym się właśnie na niej: długie, kasztanowe włosy, sięgające do połowy pleców, lekko kręcone, bezwiednie opadające na szczupłe ramiona, malinowe, wydatne usta, brązowe, duże i błyszczące oczy, a do tego lekko rumiane policzki i szupła sylwetka. W oczy rzucał się jej ironiczny uśmiech, wciąż czający się w kącikach jej ust, posmarowanych czerwoną szminką. Stanęła z gracją, niczym zawodowej klasy tancerka i zlustrowała mnie wzrokiem, od którego serce zabiło mi szybciej.
 -Damon Salvatore... - wymruczała cicho, dodając do wymawianych słów akcent włoski. Zacmokała ustami. Pokiwała lekko głową i z niesłychaną elegancją ruszyła w moim kierunku. Szła bez żadnych problemów, mimo butów na bardzo wysokim obcasie, które dodawały jej kilkanaście centymetrów. Stanęła dopiero, gdy nasze ciała dzieliło kilka centymetrów.
 -Ty... Żyjesz... - zdołałem bąknąć, a wszelkie blokady jakie dusiłem w sobie przez tyle lat runęły i poniosły mnie. Następny mój ruch był błędem - bez opanowania rzuciłem się na Katherine i wpiłem swoje wargi w jej, niezwykle delikatne i miękkie.
 -Ooo tak, mój kochany Damon... - szeptała między pocałunkami. Czułem jak się uśmiecha. Nie byłem w stanie racjonalnie myśleć, do czasu, kiedy usłyszałem słaby głos:
 -Damon... Elena... - to Stefano resztkami sił wychrypiał imię, które sprawiło, że natychmiast się ogarnąłem, odepchnąłem od siebie Katherine i rozejrzałem się po wnętrzu. Po chwili na środek naszego małego zbiegowiska zostało rzucone czyjeś drobne ciało. Od razu je poznałem, wiedziałem, kto jest jego właścicielką. Przekląłem dosyć głośno i rzuciłem jej mordercze spojrzenie.
Mówiłem, żebyś tu nie przychodziła, do cholery! - pomyślałem, zgrzytając zębami.

ELENA
Patrzyłam na światło, które kłębiło się na końcu schodów. Cząstkowe wyrazy docierały co chwila do moich uszu. Schowałam się za drzewem, oddychając płytko. W pewnej chwili szepty ucichły. Otworzyłam szeroko oczy i nie zdążyłam niczego zrobić. Ktoś złapał mnie za gardło i podniósł, a ja zaczęłam się dusić. Nawet nie zorientowałam się, kiedy zostałam bezczelnie rzucona na środek zbiegowiska. Ukradkiem zerknęłam na wampirzycę. Czyżby.. ? A jednak. Odbicie lustrzane z jednym, nic nieznaczącym szczegółem pokręconych włosów. Katherine. Znalazłam się w centrum wydarzeń. Pokręciłam głową i rozejrzałam się dookoła. Stefan stał obok nieznajomego mężczyzny, a jego brat zszokowany moim widokiem, stał, nieprzytomnie wpatrując się we mnie. Spuściłam wzrok, jednak zaraz znów stałam na nogach. Naprzeciwko mnie pojawiła się Katherine. Uśmiech nie znikał jej z twarzy, co cholernie mnie zaczynało denerwować. Okrążyła moją osobę i znów wróciła na swoje miejsce.
-Nieudana podróbka. Cóż… - warknęła, przechylając głowę w bok.
-Teraz już wiadomo, czym zakręciłaś w głowach braciom Salvatore. Ale kochanie, powiem Ci jedną, znaczącą rzecz, którą wbijesz sobie do tej głupiutkiej główki: nigdy mną nie będziesz. Nigdy mną nie byłaś. - kontynuowała, a ja stałam, nerwowo przełykając ślinę. Docierały do mnie urywkowe przekleństwa, które Damon wysyłał do mojego umysłu.

DAMON
Mimo wściekłości i żalu wobec Eleny, myślałem racjonalnie. Wiedziałem, że grozi nam niebezpieczeństwo.
-Zostaw ją, Katherine! - krzyknąłem. Zdziwiłem się, kiedy mnie posłuchała. Popchnęła Elenę, która opadła na podłogę. Kath zaczęła przechodzić się wzdłuż grobowca. Podbiegłem do Eleny i podniosłem ją na nogi. Przytrzymałem ją, bo bałem się, że upadnie.
 -Dziwka... Myśli, że może być taka jak ja... - Katherine mówiła chyba do siebie, ale z takim zamiarem, by każdy ją usłyszał. Wbiła wzrok w Stefano, po czym podeszła do niego i pogłaskała go po policzku.
 -Przepraszam, że musiałeś tak cierpieć... - mruknęła obojętnie, wzruszając ramionami. Schyliła się i złożyła delikatny pocałunek na ustach mojego brata, mimo jego widocznych protestów. Wyprostowała się i odwróciła w naszą stronę. Przymykając oczy, głęboko westchnęłą. Następnie w wampirzym tempie podbiegła do nas, chwyciła Elenę i siłą zerwała z jej palca pierścień.
 -Werbena... - zaśmiała się ironicznie, wąchając go. Na jej twarzy pojawił się grymas, a zaraz potem uśmiech. Rzuciła ochronną biżuterią Eleny przez całą długość grobowca. Katherine zawsze była cwana, bardzo ciężko było ją oszukać. Musiała dążyć do wyznaczonych sobie celów i je realizować. Poza tym miała rację w każdej sprawie, której nikt nie mógł podważać... Wciąż byłem w szoku, że żyje. Jakoś nie wyobrażałem sobie jej we współczesnym świecie. Przez chwilę wbijała swoje mordercze spojrzenie w Elenę. Jej mina wskazywała, że się nią brzydziła. 
 -Idź daj trochę krwi Stefanowi, bo zaraz padnie. Zwierzęca dieta mu nie sprzyja. - Katherine zahipnotyzowała swego sobowtóra, czyli Elenę. Jej głos był cichy i monotonny, ale nie podlegał żadnym protestom. Elena, zaczarowana, z nieco zamglonym wzrokiem ruszyła w kierunku Stefana. Wzięła jakiś kamień i nacięła sobie rękę, po czym przyłożyła swój nadgarstek do jego wyschniętych ust. Na początku opierał się, jednak nie wytrzymał długo i po chwili sączył jej krew.
 -Co Ty robisz, do cholery?! - krzyknąłem w kierunku Katherine, która zadowolona z siebie zaczęła przyglądać się poczynaniom Eleny. Zignorowała moje pytanie. Wyszczerzyła zęby i mruknęła do jednego ze swoich znajomych, którzy porozstawiani byli po wszystkich kątach pomieszczenia:
 -Przyprowadźcie je.
Zacząłem zastanawiać się, po co ona nas w ogóle tu sprowadziła. Jej plany zawsze były skonstruowane tak, że to ona i tylko ona ponosiła korzyści. Zanim zdążyłem zacząć prowadzić głębsze przemyślenia, do grobowca wkroczyły dwie kobiety, skute w łańcuch. Ich miny wskazywały na ogromne niezadowolenie. Jedna była młoda, blond włosy opadały na jej ramiona, natomiast druga, starsza, była krótko obcięta i ciemne, niemal czarne oczy wbiła w moją postać.
 -Do roboty. - zarządziła Katherine. Kobiety spojrzały po sobie, następnie złapały się za ręce i zamknęły oczy. Co tu się działo? Czyżby to były czarownice? I czemu jedna z nich rzucała mi niemal troskliwe spojrzenie? Z ich ust zaczęły wydobywać się ciche dźwięki, chyba mówiły po łacińsku. Stefano już stał, podtrzymywany przez Elenę; oboje byli w szoku. Nikt z nas nie wiedział o co chodzi. Tylko Katherine zacierała ręce z zadowolenia.
 -Już na zawsze będziemy razem, kochany. - zwróciła się do Stefana i posłała mu czułe spojrzenie. A więc wciąż go kochała. Poczułem lekkie ukłucie w sercu i zastanowiłem się, co właściwie czuła do mnie. Nie musiałem długo czekać na odpowiedź.
 -A Ty, Damonie, stałeś się wampirem właściwie przez przypadek. Przeszkadzasz we wszystkich moich planach. Twoim przeznaczeniem jest człowieczeństwo. - mruknęła, a ja już otworzyłem buzię, by coś powiedzieć, gdy poczułem tak okropny ból, że aż krzyknąłem. Ciemność zalała moje oczy i odebrała mi jakiekolwiek czucie w kończynach. Upadłem, łapiąc się za głowę. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że wciąż krzyczę, do tego bardzo przeraźliwie. Ból zalewał moje ciało, a ja nic nie mogłem z tym zrobić. Każda komórka znajdująca się wewnątrz mnie zdawała się cierpieć osobno. Słyszałem jakieś protesty, krzyki, ale po chwili odpłynąłem. Zemdlałem.
W tym czasie Katherine podeszła do Eleny, zajrzała jej głęboko w oczy i powiedziała wolno i wyraźnie:
 -Zapomnisz o wszystkim, co się dzisiaj stało. Zapomnisz, że poznałaś Damona i Stefana. Zapomnisz o wampirach. Będziesz żyła, jak gdyby nic się nie wydarzyło. (...)
Obudziłem się cały sztywny, czując się jakoś... dziwnie. Bolały mnie oczy, a do tego wszystkie mięśnie. Kiedy usiadłem, zaczerpnąłem powietrza i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Zdziwiłem się, gdyż przez panującą wszechobecnie ciemność nic nie widziałem, chociaż powinienem. Wstałem i wtedy poczułem coś, co sprawiło, że niemal wrzasnąłem. Bicie serca. Bicie serca w mojej klatce piersiowej.
 Byłem człowiekiem.

1 komentarz:

  1. Cudny rozdział,po prostu nie umiem doczekać się następnego:)

    OdpowiedzUsuń