poniedziałek, 8 października 2012

ROZDZIAŁ 1

Najpierw polecam przeczytać prolog, taki mały wstęp do historii, który znajduje się pod I rozdziałem. :)

DAMON
Może powoli wariowałem? Głosy w głowie chyba zbyt dobrze nie świadczyły o tym, że jestem normalny. Na początku myślałem, że ktoś chce mnie opętać, jednak zrezygnowałem z tej opcji w chwili, gdy stwierdziłem, że jasno myślę i wykonuję wszystkie czynności bez problemu. Więc dlaczego mój mózg rejestrował nie moje myśli? A do tego dochodził potworny ból... Potrząsnąłem głową, jakbym chciał się jego pozbyć. Dziewczyna, którą rzuciłem przyjęła jakąś dziwną pozę, ale nie to było teraz ważne. Zapomniałem nawet o tym, by wymazać jej wspomnienia. Ruszyłem przed siebie, chcąc odkryć o co tu chodzi. W najbliższej okolicy nie wyczuwałem żadnej aury, która mogłaby należeć do jakiejkolwiek istoty nie z tego świata. Podróż przez las minęła bardzo szybko, nawet nie zauważyłem, kiedy pojawiłem się na głównej drodze, która aktualnie była pusta. Usiadłem na jakimś pieńku, znajdującym się na poboczu, zamknąłem oczy i skupiłem się, by usłyszeć coś jeszcze. Tym razem nie bolało, ale dokładnie słyszałem myśli jakiejś dziewczyny. Były one zrozumiałe. Odnotowałem więc w swojej głowie wszystkie ważne informacje i jak najszybciej ruszyłem w kierunku źródła mej umysłowej towarzyszki. Wiedziałem, że teraz jechała samochodem i miała zamiar zadzwonić do swojego brata.
Chciałem jak najszybciej odnaleźć moją nietypową nową znajomą, by ją zabić. Nie mogłem pozwolić, by siedziała w mojej głowie. Powoli zacząłem przyzwyczajać swoją głowę do bólu. Byłem ciekaw w jaki sposób nasze umysły połączyły się.
Może owa dziewczyna była czarownicą? Lub łowcą wampirów, a teraz tylko zwabiała mnie, by wbić drewniany kołek w moje serce? Zatrzymałem się na chwilę i zmarszczyłem czoło. Ciekawość wzięła jednak górę, więc kontynuowałem podróż. Kilka minut później czułem, choć cholera wie jak, że znajduję się już naprawdę blisko młodej kobiety. Przystanąłem na ulicy, przymrużając oczy. Zauważyłem światła samochodu, wyłaniające się zza górki, który z niebezpieczną prędkością zbliżał się w moim kierunku. Byłem całkowicie przekonany, że w środku siedzi owa dziewczyna.
"Zatrzymaj się" - pomyślałem już nieco łagodniej, nie chcąc jej przestraszyć. Jakież było moje zdziwienie, gdy nagle auto zaczęło w dziwny sposób skręcać na boki, a po chwili już leżało na dachu, niemal przed moimi stopami. Ja to zrobiłem? Nie chodziło mi o takie zatrzymanie... Podszedłem do samochodu i niepewnie zajrzałem do środka. Dziewczyna żyła i wbijała we mnie swoje wielkie oczy, oczekując pomocy.
-Świetnym kierowcą to Ty nie jesteś. - mruknąłem, uśmiechając się ironicznie.
-Jesteś postrachem tutejszych ulic? Kto Ci dał prawo jazdy? - prychnąłem i rozejrzałem się. Całe szczęście żaden samochód nie zbliżał się do nas. Kucnąłem, patrząc na kobietę z udawanym politowaniem. Nie czekając na jej odpowiedź mówiłem dalej:
-Jeżeli chcesz przeżyć, lepiej powiedz mi, dlaczego siedzisz w mojej głowie? Kim jesteś?
Uniosłem brew ku górze. Wiedziałem, że ode mnie zależy, czy ona przeżyje.
-Lepiej mów szybko, bo niedługo zbyt duża ilość krwi - w tym momencie oblizałem wargi - dopłynie ci do mózgu. - zaśmiałem się z wyraźnym zadowoleniem z siebie. Zachowywałem wszelką ostrożność, w każdym momencie byłem gotowy do ucieczki. Poszkodowana była człowiekiem i to mnie nieco uspokajało.
- Czy... czy to ważne w tej chwili... ? - wyszeptała ochrypniętym głosem, ciągle lustrując mnie wzrokiem. Jej włosy bezwładnie i bezczelnie opadły jej na twarz.
- Proszę, wyciągnij mnie... - szepnęła ponownie, a po jej policzkach popłynęły łzy. Cicho jęknęła i przymknęła powieki, przełykając głośno ślinę. Cień rzucany na jej twarz sprawił, iż nie mogłem dokładnie dojrzeć rysów jej twarzy. Oddychała nienaturalnie szybko, co mnie wielce nie zdziwiło.
 - Proszę... - wychrypiała po raz kolejny, widząc, iż nie przystępuję do działania.
Człowiek to naprawdę marna istota. Właściwie czasy, kiedy to jeszcze byłem jednym z nich, pamiętam jak przez mgłę. Nigdy nie byłem typem tego, który snuje ponure przemyślenia, co by było gdyby... Byłem wampirem i już to do siebie przyjąłem, pogodziłem się z tym faktem i było mi z nim dobrze. Już tego nie zmienię, więc musiałem zrozumieć, że jestem praktycznie i teoretycznie wrogiem człowieka. Ta słaba rasa chce wytępić takich jak ja. A my przecież tylko trwamy w jednym, nieprzerwanym kole życia. Musimy żywić się krwią.
 Patrząc na dziewczynę, poczułem coś w rodzaju litości. Od dłuższego czasu, niestety, nie odczuwałem żadnych uczuć, więc zdziwiłem się jak coś drgnęło mi w sercu. Byłem zamkniętym w sobie egoistą i nigdy nie myślałem, by mogłoby być jakkolwiek inaczej.
Uśmiechnąłem się, specjalnie odkrywając jak największą ilość swoich śnieżnobiałych zębów, które z całą pewnością były chociaż trochę ubrudzone od krwi. W końcu niedawno miałem małą ucztę...
 -Prosisz o pomoc wampira? - zapytałem porządnie zdziwiony, z sarkazmem w głosie. Zaśmiałem się, a po chwili zmarszczyłem czoło, a pomiędzy moimi brwiami pojawiła się mała kreska. Zawsze tak miałem, gdy się zastanawiałem. Przyjrzałem się dziewczynie. Bardzo rzadko przyglądałem się komukolwiek, jednak on była mi bliższa niż ktokolwiek inny. W końcu połączyła nas jakaś niewidzialna nić, nieczęsto takie coś się zdarza. Jeżeli w ogóle się zdarza. Widząc jak po jej oliwkowych policzkach płynie coraz więcej łez, a jej twarz wykrzywia ból, postanowiłem jej pomóc, lecz na początku jeszcze trochę się z nią podroczyłem.
-Gdyby nie fakt, że jestem ciekawy, co nas łączy, zabiłbym cię. Jestem bezwzględnym potworem i masz szczęście, dziewczyno, że jestem wobec ciebie łaskawy. - zrobiłem minę niczym ktoś, kto wygrał jakiś bieg i stoi na najwyższym stopniu podium.
-Dobra, już dobra. Możesz poczuć lekkie wstrząsy. - zachichotałem złośliwie i zebrałem w sobie jak najwięcej mocy. Bez problemu uniosłem auto i postawiłem je na czterech kółkach. Ostatnimi czasy pracowałem właśnie nad siłą, wytrzymałością i tym podobne. Unosiłem największe głazy, samochody, a nawet drzewa.
-Jeżeli masz zamiar coś mi zrobić, to nawet nie próbuj. Zginiesz i nie zdążysz nawet mrugnąć okiem. - powiedziałem złowieszczo, odsuwając się nieco od samochodu.
-Nie rób ceregieli, nie rycz jak bachor, tylko wyłaź z tego auta. - zarządziłem. Bycie niemiłym było dla mnie normalne, nie myślałem, że można inaczej.
-Chyba nie mam wyboru.. - warknęła cicho. Lekkim ruchem ręki odpięła pas i spuściła na chwilę głowę. Wzięła wdech, sekundę później wypuszczając głośno powietrze z płuc. Powoli wyszła z samochodu. Stanęła naprzeciwko mnie na ugiętych nogach. Dopiero teraz, kiedy stała, a ja patrzyłem na jej twarz pod odpowiednim kątem zdałem sobie sprawę, że dziewczyna przypominała... Nie, to niemożliwe. Odgoniłem od siebie te myśli. Długo nie widziałem Katherine, nawet nie miałem jej zdjęcia, więc nie mogłem jednoznacznie niczego stwierdzić... Ale podobieństwo było uderzające. Aż odwróciłem wzrok, bo patrzenie na nią przynosiło mi ból. Po mojej twarzy przebiegł grymas wściekłości i niezadowolenia. 
Zaczęła się trząść. Powoli podniosła głowę i chwiejnym ruchem podeszła do drzewa, znajdującego się obok. Oparła się o nie i niczym szmaciana lalka, osunęła. Otarła szybko łzy z policzków.
- Dzię...dziękuję... - szepnęła. Rozchyliła lekko usta i zamrugała kilka razy. Starałem się na nią nie patrzeć.
 - I co teraz? Zabijesz mnie za coś, na co nie mam wpływu? - spytała po chwili ciszy, przerwanej tylko przed szum wiatru w koronach drzew.
Pierwszy raz od naprawdę długiego czasu zastanowiłem się, czy nie przesadziłem ze złośliwością i zgryźliwością. W końcu mogło być tak, iż to naprawdę nie była wina dziewczyny. Niemal uwierzyłem jej, że nie wie jak to się stało. Byłem jednak czujny i zachowałem na uwadze fakt, że mogła kłamać. Nie miałem zamiaru jej przepraszać, nie należałem do grona tych osób, które żałują tego, co powiedziały. W jej oczach z całą pewnością byłem cynicznym wampirem. I dobrze, takie pierwsze wrażenie powinna mieć ofiara o swoim zabójcy. Starałem się nie wchodzić do jej głowy, a także zablokować swoje myśli, aczkolwiek nie wiedziałem, czy mi się udało. Oczywiście słyszałem jakieś urywane słowa z jej głowy, jednak nie skupiałem się na nich.
-Chyba nic poważniejszego ci się nie stało, co? - zapytałem i podszedłem do niej. Przyjrzałem się jej uważnie i pokręciłem głową. Czyżbym ja się troszczył? Co jest?!
 -Przeżyjesz. - mruknąłem, nie zważając na to, że zadałem przed chwilą pytanie i że powinienem czekać, jak każdy cywilizowany i kulturalny człowiek, na odpowiedź. Nie byłem jednak człowiekiem i te chore reguły mnie nie obowiązywały. Odwróciłem się do niej plecami i podszedłem do samochodu, a raczej tego, co z niego zostało.
-Nie zabiję cię, musimy się dowiedzieć, co nas połączyło, a do tego niezbędna jesteś ty. Jednak uprzedzam, że w najbliższym czasie będziesz skazana na moje towarzystwo. Nie pozostawię tak tego. - sam nie byłem zadowolony z tego faktu, byłem typem samotnika. Ona z całą pewnością także nie skakała z radości.
-Poza tym nie wiem, co by się stało gdybyś zginęła. Mnie także mogłoby się coś stać. - mruknąłem i wzruszyłem ramionami. Zacząłem przyglądać się samochodowi i po krótkiej rozprawie stwierdziłem:
-Auto jest do wywalenia, gratulacje. - uśmiechnąłem się tryumfalnie, jakby fakt, iż zniszczyła swój samochód był dla mnie powodem do zadowolenia. Starałem się unikać patrzenia na nią, lecz pokusa była silniejsza ode mnie. Siedziała pod drzewem i wyglądała jak przysłowiowa kupa nieszczęścia. Zachichotałem cicho, ponownie zbliżając się do nieznajomej.
 -Miasto jest dosyć daleko, wątpię, żebyś doszła o własnych siłach. - powiedziałem, spoglądając na nią. Starałem się nie myśleć o tym, że wygląda jak... Jak ona. Pragnąłem wymazać wspomnienia o Katherine, jednak jej wizja wciąż do mnie wracała.
 "Dojdziesz sama, czy mam cię zanieść?" - pomyślałem, wiedząc, że to usłyszy. Zmarszczyłem brwi i po raz kolejny nie czekając na jej odpowiedź, wziąłem ją w swoje ramiona i zacząłem iść w kierunku cywilizacji.   Dziewczyna nie zdążyła zaprotestować .
"Lepiej się nie wyrywaj, bo tylko mnie zdenerwujesz. Jestem na tyle miły, że cię poniosę i oczekuję od ciebie za to szacunku, a także współpracy".
 ' Nie mam takiego zamiaru... ' - pomyślała z nutką przerażenia w głosie. Zareagowałem natychmiastowo, posyłając jej bardzo denerwujące spojrzenie.
 -Jak się nazywasz? - zapytałem tym razem na głos. Usłyszawszy moje pytanie, odetchnęła cicho.
- Elena.. Elena Gilbert. - powiedziała i spojrzała na mnie, mrużąc oczy. Niepewnie oparła się o moją klatkę piersiową. Nie zareagowałem na ten ruch, tylko szedłem dalej, trzymając jej drobne ciało.
- Kto to jest Katherine? - zapytała, jednak szybko przegryzła dolną wargę. Musiała usłyszeć jej imię, wyłaniające się z moich myśli. Zatrzymałem się, ciężko oddychając. Miałem ochotę ją zabić. Tak po prostu.  Zniósłbym wszystko, każdą najbardziej głupią i bezsensowną rozmowę, każde dotkliwe słowo skierowane w moim kierunku, aczkolwiek, kiedy dziewczyna wspomniała o Katherine, zdenerwowałem się. Czułem jak tysiące ostrzy wbija mi się w serce. To, co próbowałem zatuszować przed setki lat, wyszło na zewnątrz. Cały ból, który schowałem pod powłoką wredoty i zła wypłynął z całą mocą, obejmując każdą komórkę mojego ciała... Kochałem ją, naprawdę ją kochałem, a ona... Już nigdy nie będzie mi dane jej zobaczyć. Starałem się ze wszystkich sił pokazać, że nie zrobiła na mnie większego wrażenia tym stwierdzeniem, więc pozostawiłem swoją twarz bez żadnych emocji.   W końcu lata praktyki przydały się, potrafiłem cierpieć tylko wewnątrz, a nikt nie musiał o tym wiedzieć. Nie odpowiedziałem na jej pytanie.
 -Wybacz, to znaczy.. nie chciałam.. - szepnęła pośpiesznie i spuściła wzrok.
 "No tak, chyba większej głupoty nie mogłam wypalić. Brawo, Panno Gilbert, brawo!" - usłyszałem jej myśli. Spojrzałem na nią i ruszyłem dalej. Kiedy po kilku minutach ponownie na nią spojrzałem już spała... Nawet nie wiedziałem kiedy zasnęła.
"Dobranoc." - pomyślałem i przyspieszyłem kroku. Teraz, kiedy ogarnął ją sen, mogłem pozwolić sobie na prędkość jaką zwykle się poruszałem. Minęło kilka minut i już znajdowaliśmy się w mieście, które tętniło życiem.
 "Cholera i co teraz?" - gorączkowo próbowałem wymyślić co teraz powinienem zrobić. Nie chciałem obudzić dziewczyny, toteż nie mogłem się dowiedzieć, gdzie mieszka. Swoją drogą, to dobrze, przynajmniej mi nie ucieknie. Wzruszając ramionami skierowałem się do pensjonatu, w którym nocowałem. Musieliśmy wyglądać naprawdę dziwnie. Mężczyzna ubrany całkowicie na czarno z wielkim pierścieniem na palcu, który nigdy tu nie bywał, niesie dziewczynę, którą z całą pewnością wszyscy tutaj znali. W dodatku miała poplątane włosy i sprawiała wrażenie wycieńczonej. Raz po raz ktoś rzucał nam urywkowe i zlęknione spojrzenia, jednak ja się tym nie przejmowałem. Jeszcze jeden zakręt... I już byłem na miejscu. Wszedłem do środka i otworzyłem drzwi od swojego pokoju. Osobiście ubóstwiałem elegancję, dobry gust i wyrafinowany styl, więc byłem zdziwiony, że tutaj, na obrzeżach miasta, w pensjonacie, który wyglądał na ruinę, dostałem coś, czego oczekiwałem. Pomieszczenie była dosyć duże, wprost od drzwi stało wielkie łoże dla dwóch osób. Tam też położyłem dziewczynę. Sam usiadłem w fotelu obok i zacząłem przyglądać się tapecie z japońskimi wzorkami, wspaniale pasującymi do ciemnobrązowej podłogi, na której leżał dywan utrzymany w stylu gotyckim. Fotel ze skóry, a także i kanapa, regał z książkami i stół z czystego mahoniowego drewna świetnie komponowały się z tym wszystkim.
 Po dobrej godzinie takiego bezsensownego siedzenia stwierdziłem, że jestem głodny, toteż wybrałem się na przechadzkę po mieście. Robiło się już ciemno, był wieczór. Na niebie świecił księżyc w pełnej swej okazałości. Miałem szczerą nadzieję, że w tych okolicach nie grasowały wilkołaki. Spacerując uliczkami spotkałem pewną dziewczynę... Zaprosiłem ją na kolację. Nie wiedziała, że to ona będzie przekąską dla mnie...

ELENA
Kiedy tajemnicza postać z moich koszmarów wspomniała coś o krwi, i kiedy tylko ujrzałam jego wyraz twarzy, patrzący na mnie jak na zabawkę lub pożywienie - już wiedziałam. Wampir. Wytrzeszczyłam oczy i przeniosłam wzrok na jego twarz. Wpatrywałam się w niego wielkimi, czekoladowymi oczami, niemalże błagającymi o pomoc i uwolnienie od bólu. Tyle, że jak to z wampirami bywa - są nieprzewidywalni, ale dziewięćdziesiąt procent z nich łaskawa nie jest, więc na co ja do cholery liczyłam z jego strony?
Mężczyzna był niewątpliwie przystojny, idealne rysy twarzy, malinowe usta, duże, okryte dość gęstym wachlarzem rzęs oczy, wymierzone wprost na mnie. Zlustrowałam bardzo dokładnie jego tęczówki, nie dochodząc do żadnego wniosku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz