DAMON
Ciemność nigdy nie była moim wrogiem. Lubiłem z nią współgrać. Nieraz wydawało mi się, że mrok był moim jedynym przyjacielem, jedynym ukojeniem, jedyną rzeczą, którą uwielbiałem. Byłem wampirem. Dlaczego? Może pogwałciłem kiedyś jakieś nieznane prawo i tym samym skazałem się na wieczne potępienie? Może zgrzeszyłem, odsuwając się od ludzi? Może związek z Katherine był najgorszym błędem mojego życia? Bądź co bądź... już nigdy, i będę się tego bezwzględnie trzymał, nie zaufam żadnej istocie żywej, która posiada jakiekolwiek uczucia. Byłem do cholery wampirem. Mój los był przesądzony - musiałem żywić się ludźmi. A drapieżnik zawsze jest okrutny wobec ofiary. Taka była kolej rzeczy. Nie mogłem być normalny, chociaż mojemu braciszkowi, Stefano się to udawało. Zazdrościłem mu, ale nigdy tego nie okazałem. Nie mogłem być słaby.
Przedzierając się przez chaszcze krzaków zerknąłem w górę. Nieliczne, ciemnoszare chmury nie pozwalały zapomnieć o kaprysach aury, ale na razie na połaci nieba górował księżyc. W lesie było dziwnie… pusto. Gdybym miał się dobrze zastanowić, to nie zauważyłem ani jednego zwierzęcia od początku mej wędrówki. Ukryły się gdzieś pod konarami drzew, w swoich norkach, itp - dobrze je wyczuwałem. Panująca dokoła cisza powodowała, że zaczynałem się niepokoić, czy idę w dobrym kierunku. Jakby tego było mało, nawet wiatr nie szumiał w koronach drzew. Uspokoiłem się wewnętrznie, wmawiając sobie, że wszystkie te niecodzienne zjawiska można wytłumaczyć zmianą pogody.
Po chwili dotarłem na miejsce. Stanąłem za jakimś dużym drzewem, bodajże dębem. Objąłem spojrzeniem polanę, na środku której znajdował się mały budynek. W ogródku przed domkiem uwijała się młoda dziewczyna. Włosy miała związane w koka, a na sobie tylko skąpą bluzeczkę, która nie zakrywała połowy jej brzucha, oraz szorty, które pięknie opinały się na jej zgrabnych nogach. Poprawiłem swoją fryzurę jednym zgrabnym ruchem, po czym opuściłem linię lasu. Dziewczyna zajęta była sadzeniem jakichś kwiatków. Według mnie było ich tu już zdecydowanie za dużo. Dopiero po chwili uniosła wzrok i mnie ujrzała. Jej oczy zrobiły się wielkie jak monety, chyba się nie spodziewała żadnych gości.
-A niech mnie! - wyrwało jej się, a ja tylko posłałem jej czarujący uśmiech. Ta się lekko zarumieniła po czym wyjąkała:
-Przepraszam, po prostu...
-Piękne kwiaty. - nie dałem jej dokończyć. Objąłem spojrzeniem cały ogródek i pokiwałem z uznaniem głową. Och, byłem świetnym kłamcą.
-Dziękuję, od czasu, gdy moja mama zmarła, to ja się nim zajmuję. - mówiła przejęta, jakbym był jakąś gwiazdą filmową, a ona moją największą fanką. Powoli przesuwałem się w jej kierunku.
-Ah tak. Też hodowałem kiedyś kwiaty. - mruknąłem, patrząc jej prosto w oczy.
Czułem, że mi ulega. Uśmiechnąłem się, ledwo unosząc kąciki ust ku górze. Usłyszałem bicie jej serca, buzowanie krwi w jej żyłach... Kły mi się wydłużyły, a twarz obrała maskę potwora.
Po chwili już trzymałem ją w ramionach i łapczywie chłeptałem jej krew. Nagle, poczułem silny ból w okolicach skroni. Puściłem ciało kobiety i głośno jęknąłem, klękając i łapiąc się za głowę. Usłyszałem jakiś cichy głos Uniósł się echem w mojej głowie, lecz słowa były niezrozumiałe. Wywnioskowałem jednak, że był to głos kobiety. Głęboko odetchnąłem, po czym rozejrzałem się, aczkolwiek niczego nie dojrzałem.
"Cholera, kim jesteś i czemu siedzisz w mojej głowie?" - pomyślałem, starając się brzmieć jak najbardziej groźnie.
"Lepiej powiedz mi to teraz, zanim Cię znajdę i zabiję" - byłem z siebie zadowolony. Zabrzmiałem naprawdę złowieszczo.
ELENA
" 22.08 - Kochany pamiętniku,
Życie to coś w rodzaju filmu. Ma swój początek i koniec. Czasami fabuła tego filmu nie jest taka, jaką sobie wymarzyliśmy. Nasze istnienie to zbiór przypadków, szczęśliwych i gorzkich momentów, bólu, miłości. Nie ma jednak przerw. Toczy się nieustannie, z każdym oddechem przemija jakaś chwila, która już nigdy nie będzie mieć miejsca, która się nie powtórzy... Świat jest bardzo niesprawiedliwy, wie to każdy żyjący człowiek. Jedni pływają w dostatku, drudzy łapią się jakiś dorywczych prac, aby tylko starczyło im na kromkę chleba. To boli, szara codzienność. Ale... może nie mam najgorzej? Kochający brat, Alaric, Bonnie, Caroline... Jakby głębiej się nad tym zastanowić, nie jest aż tak źle. Lepiej oczywiście być może. Nie rozwlekajmy już faktów. Po prostu żyjmy. Eleno, weź się w garść!"
Takimi oto słowami zakończyłam codzienną notatkę w pamiętniku. Uwielbiałam pisać. Potoki słów, wylewające się na pożółkłe kartki pamiętnika. Sam jego zapach, tak świeży i zachęcający... A co ja robię? W zasadzie nie robię nic od kilku dni. Po prostu leżę, korzystając z chwili wytchnienia, jaką dają nam wakacje. O tak, samo to słowo kojarzy się z czymś niezwykle przyjemnym i odprężającym. Koi zmysły i wywołuje uśmiech na twarzach licealistów czy gimnazjalistów. Uwielbiałam ten czas.
Odłożyłam notes, chowając go w bezpiecznym miejscu, pod poduszką. Nikt nie miał dostępu do moich zapisków, nigdy mieć nie będzie i nigdy nie miał. Osobie, która choćby go tknęła, bez wahania skręciłabym kark lub zwyczajnie i najnormalniej w świecie - udusiła. Rzecz jasna, nie chciałam o tym myśleć, dlatego czym prędzej odgoniłam od siebie te myśli. Czarne scenariusze, brrr. Przez moje ciało przeszedł pojedynczy, bardzo nieprzyjemny dreszcz. od kilku dni tak miałam. Zazwyczaj przed snem lub w jego trakcie. To było nadzwyczaj dziwne. Jakby ktoś lub, co gorsza, coś, próbowało się ze mną skontaktować, porozmawiać, nawiązać konwersacje. Przerażała mnie ta myśl i szybko ją odpędziłam. Powinnam udać się do swojego psychoterapeuty? Po śmierci rodziców bardzo mi pomógł, więc czemu by nie skorzystać z jego porad i tym razem? Ale nie panikujmy za wcześnie, może to przejściowy moment.
Wypuściłam głośno powietrze z płuc i wstałam, powolnym krokiem zmierzając w kierunku łazienki. Codzienna toaleta, czesanie lśniących, długich i kasztanowych włosów. I ta postać, za każdy razem, kiedy patrzyłam w lustro, odwzajemniała mój szczery uśmiech. To było piękne, móc co rano posyłać jej jakiś piękny gest, który w mgnieniu oka odwzajemniała. Nie, stop. Na prawdę, gadam jak idiotka. Ale cóż, może to jakiś kryzys? Na pewno nie wieku średniego.
Tak czy owak, musiałam się przebrać. Luźna piżama nie wyglądała dobrze. Skrzywiłam się na samą myśl i pobiegłam do szafy. Stanęłam w lekkim rozkroku i wyjęłam z niej czarne rurki, białą, luźną bluzkę. Ubrałam czystą bieliznę, wskoczyłam w wybrane ciuchy i uśmiechnęłam się, sama do siebie.
- Idealnie. - szepnęłam. Obróciłam się przed wielkim lustrem, stojącym obok szafy. Zbiegłam po schodach i zrobiłam sobie śniadanie.
' Eleno! wracam wieczorem! Jestem u Bonnie. Kocham Cię, Jeremy.'
Wywróciłam teatralnie oczami. No jasne, a czego ja się spodziewałam z samego rana? Brata w kuchni? Gotowego śniadania? Marzenie każdej, zmęczonej życiem siostry. Wyszłam z domu, chwytając w dłonie kurtkę. Było chłodno, aczkolwiek taka a nie inna pogoda jak najbardziej mi odpowiadała. Uśmiechnęłam się w duchu, przenosząc uśmiech na twarz. Szłam dumnie przez ulicę, w stronę alei prowadzącej do domu przyjaciółki, Caroline.
(...)
Zeszło nam dobrych kilka godzin. Przy tej wariatce czułam, że żyję. W drodze powrotnej wstąpiłam do Grill'a i napiłam się kilku kieliszków whiskey. Zaśmiałam się w duchu. I kiedy miałam już pchnąć drzwi, aby wrócić do domu, poczułam ból. Przeniósł się na moje skronie i usłyszałam znajomy, nękający mnie głos. Nie wiedziałam, czego u licha mam się spodziewać.
Wzruszyłam lekko ramionami i pospiesznie wyszłam z baru. Wsiadłam do samochodu i przekręciłam kluczyk w stacyjce. Ruszyłam z piskiem opon. Jechałam szybko, zastanawiając się nad wszystkim. Pochyliłam się lekko, aby wziąć z torebki telefon i zadzwonić do Jeremiego i kiedy już wybierałam jego numer, znów poczułam silny ból w okolicy skroni. Puściłam kierownice i ... samochód zaczął dachować. Zaczęłam krzyczeć, ciągle słysząc głos w swojej głowie. Czułam, jak tracę przytomność. W końcu pojazd zatrzymał się na poboczu a ja? Silny ból i strach mnie paraliżował. Przymknęłam powieki i zaczęłam straszliwie kaszleć. Przez mgłę zobaczyłam postać dobrze zbudowanego mężczyzny. Było ciemno, nie rozpoznałam go. Jednak nic nie mogłam zrobić. Albo mi pomoże - albo zabije.
~
No, to na tyle. Takie małe wprowadzenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz